Klątwa Atlantydów, Odyn – Złamany duch wybrańców
Odyn – wielki mistrz, który nie zawsze był jednym z herosów. Przeszłość potrafi dopaść nawet anioła. Jakie jeszcze sekrety skrywa mistrz?
Odyn siedział wciśnięty w kąt swojego wysokiego krzesła, nerwowo skubiąc drewniany podłokietnik. Słuchał opowieści o mrocznej armii, o księdze, o Malachaju i nieocenionej pomocy demona, którego sam kilka wieków temu uwięził.
Czuł, jak jego twarz ściąga się w grymasie wściekłości. Jego oczy stawały się coraz bardziej iskrzące, a spojrzenie nabierało przerażającego wyrazu. Z ust wydobywało się jedynie pochrząkiwanie.
Wlepiał wzrok w zebranych przed sobą, jakby uczestniczył w świętej uroczystości, zastanawiając się, jak do tego doszło. Słyszał, jak jeden przez drugiego przekrzykiwali się, z wypiekami na policzkach opowiadając o swoich heroicznych wyczynach, a w nim krew kipiała.
Miał ochotę rozerwać ich wszystkich, łącznie z tym demonicznym pomiotem, który pysznił się przed nim. Zastanawiał się, gdzie i kiedy, podczas szkolenia, popełnili błąd. Czyżby stali się zbyt pobłażliwi i delikatni?
Dlaczego herosi przyprowadzili do Walhalli tak potężnego, przebiegłego i podstępnego demona, nie konsultując tego z nim? Przecież był wielkim mistrzem. Dlaczego królowa Freyi siedziała w jego fotelu, całkowicie naga, okrywając się jedynie włosami?
To jakieś szaleństwo wszechświata. Kosmos oszalał, a wyrocznia, którą zawsze cenił za rozsądek i dobre rady, teraz snuła jakieś nielogiczne bzdury, jakby chciała ukryć przed nim przerażającą prawdę.
Prawda była okrutna, a on już ją znał. Herosom odebrało rozum. Szukali w demonach dobra, naiwnie jak dzieci, wierząc w ich cudowną przemianę. Przecież heros powinien być nieugięty. Nie może się wahać.
Taka pobłażliwość może kosztować nie tylko utratę własnego życia, ale także życie innych wybrańców, a nawet zwykłych ludzi. Nagle usłyszał:
— Za tym wszystkim stoi grigori.
— Nie, to Lilith. Malachaj jest tylko pionkiem w jej grze, jak oni wszyscy — westchnął ciężko Minotaur.
— A ty nam pomagasz, bo…? — wtrącił się Odyn.
— Bo chcę ocalić kogoś, kogo kocham. Chyba ją jeszcze pamiętasz?
Oczy wszystkich zastygły na posępnej postaci mistrza. Diana i Izyda otworzyły usta ze zdziwienia, a Ares nagle zbystrzał.
— Nie ma dla nich ocalenia — rzucił ponurym głosem Odyn. — Próbowałem. — Mówiąc to, zsunął ze swojej głowy kaptur togi, a ku ich oczom ukazał się piękny mężczyzna o twarzy anioła, z oczami w kolorze szafirów.
Jego twarz i ręce pokrywały blizny po oparzeniach, ale mimo tych ran wciąż był urzekająco piękny.
— Dawno temu ja i mój brat, Malachaj, zostaliśmy wybrani na obserwatorów.
— Mistrzu, jesteś grigori? — wypaliła Kuszi, zasłaniając usta dłonią.
— Byłem, moje dziecko. Bardzo dawno temu — westchnął. — Malachaj zakochał się w królowej, potężnej magini, żonie króla Adama. Była nią Lilith. Zdradzili Moce, królestwo i zbratali się z dawnymi bogami. Razem dali początek mrocznym. Rajzel, aby zniszczyć mroczne królestwo stworzył Księgę. Dzięki Księdze Adama mógł tchnąć Ducha Mocy w wybranych, pieczętując ich znamieniem. Tak powstali herosi.
Odyn odetchnął. Spojrzał w górę, na wysokie okna, a następnie ponownie przesunął wzrokiem po twarzach zebranych.
— Jednak jej moc była zbyt potężna, by ktokolwiek z ludzi, nawet opatrzonych znamieniem mógł nad nią zapanować — kontynuował swoją opowieść. — Rajzel zaklął, więc w niej cząstkę swojej duszy oraz fragment w duszy świętego człowieka, który miał nią kierować. Nazwano go strażnikiem. — Spojrzał na swoje dłonie, pokryte licznymi bliznami. Zamilkł na chwilę. — W ramach odkupienia postanowiłem odrzucić ducha grigori i przyjąć ludzką postać — powiedział pewnym głosem. — Miałem być opiekunem kolejnych kadetów. W końcu udało się pokonać mrocznych. Malachaj, Lilith oraz kilka innych potężnych demonów zostało opieczętowanych klątwami i zamkniętych w innym wymiarze. Jak widać, udało im się jednak złamać pieczęcie i uciec.
— Historia zatacza koło. Malachaj znów zebrał mrocznych bogów, demony i całe plugastwo pod swoim sztandarem. Pod naszym nosem armia rośnie w siłę — zarzucił mu Marek.
— Ty obłudna kreaturo! — warknął Minotaur w stronę Odyna, ledwie powstrzymując się od ataku. Szybka reakcja Diany i Aresa, którzy w ostatniej chwili zdołali go złapać, uratowała sytuację. — Uwierzyłeś w swoje odkupienie, a w nasze już nie?! Ona ci ufała, a ty ją zdradziłeś!
— Mistrzu? O czym on mówi? — Diana spojrzała na niego wielkimi oczami.
— Wasz mistrz to podły zdrajca i łgarz.— Minotaur zagotował się, a jego oczy przybrały krwisty odcień. — Aszka, Meduza i Gorgona były walkiriami, wybrańcami, takimi jak wy. Ich grzech, według niego — wskazał na Odyna palcem — był karygodny, bo Aszka i ja zakochaliśmy się w sobie. To niedopuszczalne, by kochać demona.
— Ale nasze prawa… — wtrąciła się Kuszi.
— Wasze prawa — przerwał jej Minotaur — to wykrzywione zasady, powstałe ze strachu i zachłanności Rady Walhalli.
— Co ty mówisz?! — Odyn zeskoczył z krzesła i rzucił się w jego stronę.
— Prawdę! — zaryczał Minotaur, a jego ciało zaczęło się przemieniać w bestię. Oczy mistrza błysnęły groźnie. Już chwycił za miecz, gdy demon opadł na posadzkę i dyszał ciężko. — Bali się, że dzięki mocy demona i wybrańca powstanie istota o potężnej mocy. Tylko zapomnieli, że moc wybrańca nie jest dziedziczna. O to już nikt nie pyta. Bo lepiej zabić i zniszczyć, niż…
— Niż zaryzykować. — Odyn odetchnął. — Moc herosa nie jest dziedziczna, teraz to wiemy.
— Jednak prawo pozostało. — Minotaur spojrzał na niego z wielkim bólem w oczach.
Nienawidził go i miał rację. Przez te wszystkie wieki sam znienawidził się tak bardzo, że postanowił ukryć twarz przed światem, a może przed sobą. W gabinecie zapadła cisza.
Diana i pozostali wpatrywali się w demona, który leżał na posadzce, dysząc i wrząc od środka, przytulony do kamiennej podłogi jak dziecko do piersi matki.
— Aszka mnie kocha. Uwierzyła w moją przemianę, ale dla was byłem tylko demonem. Potworem niezdolnym do miłości i skruchy. — Minotaur wsparł czoło o kamienną płytę podłogi.
Odyn spojrzał na swoich podopiecznych. Stali tam niczym marmurowe pomniki, bojąc się oddychać. Ich duch został złamany, a duma z tego, kim byli, pękła jak bańka mydlana.
Te piękne hasła, które odczytywano im na każdym apelu o równości, szansach i harmonii, stały się jedynie wyświechtanymi, bez znaczenia kłamstwami. Były to tylko zlepki trywialnych, pustych słów.
Nic nie znaczyły w brutalnym świecie, gdzie liczyła się władza. Te wyniosłe okrzyki, że demony to wynaturzone, pozbawione uczuć, pomioty. Niezdolne czuć nic poza nienawiścią.
Były zwykłym praniem mózgów. Herosi nie mieli zadawać pytań, lecz zabijać z zimną krwią. Diana spojrzała na mistrza, pragnąc, by zaprzeczył, by powiedział cokolwiek.
Marzyła, aby Minotaur okazał się krwiożerczą, obłudną bestią, która igrała z ich delikatnymi duszami, ale gdzieś w głębi serca czuła, że demon mówił prawdę.
Jeszcze raz spojrzała na Odyna. Jego twarz przypominała rzeźbę wykutą w marmurze – zimną i pozbawioną uczuć.
Ramiona jej opadły, a ona mechanicznie cofnęła się o kilka kroków. Czuła się tak, jakby nagle niebo runęło jej na głowę.
— Nie takiego świata pragnę. Nie za taki świat chcę umierać — krzyknęła, odwróciła się na pięcie i wybiegła z gabinetu.
— Diano, wracaj! — Odyn usiłował ją zatrzymać, ale ona była już za daleko, by go usłyszeć.
c.d.n.
Klątwa Atlantydów
![Klątwa Atlantydów](https://wiolettalorkowska.pl/wp-content/uploads/2024/08/Hadesa-2-75x75.jpg)
![Klątwa Atlantydów](https://wiolettalorkowska.pl/wp-content/uploads/2024/08/Hadesa-2-75x75.jpg)