Klątwa Atlantydów – Kuszi Walkiria, Władca Czasu
Kuszi od samego początku nie chciała być walkirią, jednak zrozumiała, że tylko ona i jej dar mogą ocalić Atkę. Teraz musi ocalić Dianę. Czy jej się uda?
Kuszi w zamyśleniu, potarła policzek. W skupieniu wpatrywała się w swoje stopy, czując, że po raz pierwszy zabrakło jej odwagi i pewności siebie.
Bała się nawet spojrzeć w stronę mistrza. Wiedziała, że stoi pod oknem. Wydawał jej się teraz ogromny, potężny i surowszy niż kiedykolwiek. Bardziej dziki.
Odwrócony, dygotał z wściekłości, niemal całkowicie ukryty za obszerną, szarą togą. Słyszała jego ciężki, rozjuszony oddech oraz odgłos wyłamywanych palców.
Bała się nawet spojrzeć w stronę mistrza. Ruda stała dumnie, z piersią wypiętą do przodu, wzrokiem wbitym w mistrza, a jej twarz była poważna.
Promienie porannego słońca spływały po włosach Izydy, nadając im wyraźny, płomienny kolor. Walkiria przypominała jej jedną z mitycznych bogiń, które artyści tak chętnie utrwalali na płótnach.
Dumna, piękna i pełna mocy. Kuszi westchnęła, zazdroszcząc Rudej odwagi i żołnierskiej pewności siebie. Teraz marzyła tylko o jednym: chciała jak najszybciej stąd zniknąć.
Uciec z gabinetu z całych sił i zaszyć się gdzieś, poza wzrokiem mistrza.
Nie posłuchali rozkazu. Udali się na samowolną misję, która zakończyła się całkowitą klęską, a ich nieudolne działania doprowadziły do tego, że w końcowym efekcie Diana wpadła w niewolę.
Przez całą drogę powrotną oraz resztę nocy rozmyślała, co mogliby zrobić inaczej. Gdyby tylko w porę się wycofali lub wcześniej powiadomili Odyna.
Teraz było już za późno. Diana była w niewoli, a oni stali przed rozjuszonym i wściekłym mistrzem. Nieśmiało rozejrzała się dookoła.
Światło w gabinecie miało ciepły, rozproszony blask, który delikatnie ozłacał szerokie biurko mistrza, pokaźny globus zajmujący sporo miejsca pod wysokim oknem, fotel z wysokim oparciem obity atłasem w kolorze jadeitu oraz ogromną postać Odyna, stojącego przed oknem.
Diana była w niewoli, a oni stali przed rozjuszonym i wściekłym mistrzem. Nagle Odyn obrócił się na pięcie i wbił w nich wzrok. Jego zimne, rozgoryczone spojrzenie zatrzymało się na Kuszi.
Dziewczyna, nie mówiąc ani słowa, pospiesznie spojrzała na swoje stopy.
— Co wam strzeliło do głowy, kadeci?! — ryknął, akcentując ostatnie słowo w sposób, który podkreślał, że dla niego od teraz byli jedynie próżnymi uczniakami noszącymi miecze, całkowicie pozbawionymi pojęcia o życiu herosa.
Jego przeszywający wzrok, zimny jak lodowiec, powoli przesuwał się po ich twarzach, niczym śmiercionośne ostrze.
Stali tam wszyscy. Wszyscy odpowiedzialni za tę koszmarną porażkę.
Ona, pomysłodawczyni, podżegaczka i buntowniczka, tuż obok niej Zarisa, jej wierna towarzyszka, na tyle oddana, że poszłaby za nią w ogień, i na tyle naiwna, że ufała jej bezgranicznie.
Obserwowała przez chwilę, jak twarz Zarisy zmieniała barwy niczym kameleon — od trupio bladej po krwistą purpurę.
Dalej stała Izyda, porywcza i gwałtowna, która najpierw uderzała, a potem zadawała pytania. Teraz, mimo usilnych starań, by stwarzać pozory dumnego wojownika, bardziej przypominała przerażone dziecko niż generała.
Za Rudą stała Atria, która była chyba najbardziej ostrożną i rozważną istotą w akademii. Każde działanie czy pomysł najpierw dokładnie analizowała; nigdy nie działała w pośpiechu, aż do teraz.
Nawet ona, opanowana i zawsze chłodna w podejmowaniu decyzji, uległa szaleństwu Kuszi. Stała teraz z oczami podpuchniętymi od łez, co chwila cichutko pociągając nosem. Nie płakała z obawy przed karą.
Bała się o Dainę. Przerażała ją myśl, że wizja Łucji może się spełnić, bardziej niż gniew mistrza. Za Atrią stał Marek z miną skazańca.
Co jakiś czas rzucał w stronę Kuszi pocieszające spojrzenie, które teraz wydawało się jej mało potrzebne. Stał z rękami zaplecionymi na plecach, wyprostowany i dziwnie cichy, jakby już się poddał.
Tylko Ares, z całego towarzystwa, stał niczym marmurowa rzeźba, wpatrzony w jeden punkt poza horyzont. Oddychał spokojnie i miarowo.
Nie rozglądał się, nie poruszył się nawet o milimetr. Był prawdziwym herosem. Popełnił błąd i zapłaci za niego, bo tak postępuje wybraniec.
Kuszi ponownie westchnęła i spojrzała w stronę Tezeusza. Heros siedział na posadzce z zaplecionymi nogami.
Kołysał się na boki i bawił się swoją stopą. Mamrotał coś pod nosem, a jego wzrok był pełen obłędu.
W ogóle nie przypominał Tezeusza, którego znała – pogromcy demonów. Wyglądał raczej jak pozbawiony rozumu człowiek, żeby nie powiedzieć – głupek.
— Mistrzu — rozległ się głos w gabinecie — to moja wina — powiedziała Kuszi, całkowicie zaskoczona swoją odwagą. — Oni tylko chcieli uratować Dianę. — Wskazała na towarzyszy ruchem głowy, ale wciąż nie miała odwagi spojrzeć na Odyna. — Zaplanowałam całą akcję. Namówiłam Izydę, Atrię, Zarisę oraz Marka, żeby pomogli mi ocalić Dianę i Aresa. — Nieśmiało zerknęła na mistrza, który patrzył na nią z wściekłością. Przełknęła ślinę. — Jeśli chcesz kogoś ukarać za nieposłuszeństwo, ukarz mnie.
— Kuszi, jesteś bardzo rycerska — wtrąciła się Izyda, śmiejąc się ordynarnie. — Mistrzu, dobrze wiesz, że Kuszi jest zbyt słaba w taktyce i kiepsko walczy. Jeśli chcesz kogoś ukarać za nieposłuszeństwo, ukarz mnie.
— Nie, mistrzu Odynie — wyrwał się Marek, wyraźnie podenerwowany. — Wszystko wymyśliłem sam i poprosiłem o pomoc. To ja wymyśliłem ten cały bezsensowny plan, więc to mnie powinieneś ukarać.
Odyn z niedowierzaniem przeskakiwał wzrokiem z jednego na drugiego, coraz bardziej zdumiony.
— To ja wymyśliłam wszystko. — Zarisa stanęła przed przyjaciółką, zasłaniając ją całą sobą. — Rozmawiałam z Łucją, a ona powiedziała, że Diana zginie przez Tezeusza — wskazała palcem na obłąkanego młodzieńca.
— Zarii, jesteś kochana — uśmiechnęła się ciepło Atria, prostując się dumnie i wbijając wzrok w Odyna. — Mistrzu, to mi Łucja powiedziała o przepowiedni tuż przed apelem. Opowiedziałam o tym im i wciągnęłam ich w swój plan. — Atria wyprostowała się jeszcze bardziej. — To ja jestem winna.
— Artrii, co ty mówisz za bajki — wściekle syknęła Kuszi — to ja rozmawiałam z Łucją. Ty chciałaś, żebym powiedziała o wszystkim mistrzowi, a ja wam zagroziłam i siłą wciągnęłam was w to wszystko.
— Kuszi — zaśmiała się groźnie Izyda — nawet mistrz Odyn nie uwierzy, że mogłabyś na mnie coś wymusić siłą. — Pospiesznie zrobiła dwa kroki do przodu i klęknęła na kolano. — To ja ich zmusiłam.
— Dość! — ryknął Odyn, obejmując dłońmi głowę. — Postradaliście zmysły! — Energicznie podszedł do nich. — Ja wam wszystkim głowy każę ukręcić! — Odgrażał się, wymachując palcem przed ich oczami. — Oszaleję z wami. — Przemaszerował przez gabinet prężnym, zamaszystym krokiem. — To jakiś obłęd.
— Mistrzu — po raz pierwszy odezwał się Ares — spójrz na nich. Są młodzi i niedoświadczeni. — Zrobił krok do przodu. — Tak naprawdę to ja zaplanowałem całą tę akcję. — Spojrzeli na niego całkowicie zszokowani. Kuszi aż otworzyła usta. — Bardzo wzruszyła mnie wasza postawa, ale prawda jest taka, że to ja poprosiłem o pomoc. — Ares nie poruszył się nawet i nie spojrzał na Odyna. — Podejrzewałem, że mroczni czają się na nas, więc poprosiłem ich o wsparcie.
Odyn zastygł w bezruchu. Spojrzał na zebranych i pomruczał coś pod nosem.
— To jakieś szaleństwo — jęknął. — Co wam, wszystkim, strzeliło do głowy?! — zawiesił głos, mierząc ich surowym spojrzeniem. — Żaden z kadetów dotąd nie wpadł na tak idiotyczny, nieprzemyślany plan, by garstką, powtarzam, garstką ruszyć na oddział trolli wspieranych przez grigori. — Milczeli, wpatrując się w podłogę. — Na co liczyliście?!
— Chcieliśmy ocalić Dianę — wydusiła z siebie Kuszi. — Jest przyszłą królową Atlantydy.
— Oczywiście… — zakpił Odyn i już miał zamiar wygłosić długi monolog na temat tego, co myśli o ich bohaterskim wyczynie, gdy nagle całe show skradł drobny, świetlisty motyl, który pojawił się znienacka.
Niesiony potężnymi magicznymi zaklęciami, przeniknął przez bariery ochronne, przeszedł przez szybę i wtargnął do gabinetu. Zakołysał się tuż nad ich głowami.
Przez chwilę lawirował, kręcąc ogromne koła tuż nad regałami, po czym zaczął zawężać okręgi, coraz bardziej i bardziej, zniżając swój lot, jakby szukał swojego celu.
Dryfował w powietrzu i nagle zawisł na wysokości ich oczu.
— Świetlik. — Marek wskazał ruchem głowy na lśniącego motyla i nie czekając na pozostałych, usiłował go przywołać ruchem dłoni.
Jednak motyl ani myślał słuchać jego rozkazów. Zrobił jeszcze dwa okrążenia, jakby szukał celu, a następnie nagle wystartował, kierując się na Kuszi.
Przerażona walkiria osłoniła twarz rękami, gdy motyl zatrzymał się tuż nad nią i rozbłysnął. Potężna eksplozja uwolniła ogromne białe światło, które w kilka sekund pochłonęło gabinet, zanurzając wszystkich w świetlistej mgle.
— Kuszi, jestem tam, gdzie trzymali Tezeusza.
Stłumiony i lekko zniekształcony głos Diany rozniósł się po pomieszczeniu. Nagle z mgły wyłoniła się jaśniejąca sylwetka Diany.
— Kuszi, jestem tam, gdzie trzymali Tezeusza — powtórzyła projekcja arcyksiężnej.
Mgła opadła, a oni stali całkowicie zaskoczeni, z otwartymi ustami, wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Nie minęła sekunda, a wszystkie oczy zwróciły się ku Tezeuszowi.
Młodzieniec wciąż siedział na posadzce, machając rękami, jakby próbował pochwycić niewidzialne owady krążące tuż nad jego głową i mamrotał coś całkowicie pozbawionego sensu.
Kuszi i pozostali winowajcy spojrzeli bezradnie na mistrza.
— Diana jest w niebezpieczeństwie — wyszeptał Odyn, przesuwając palcami po policzku. Nie patrząc na nich, zrobił kilka kroków w kierunku biurka.
— Powiedziała, że jest tam, gdzie trzymali Tezeusza — dodała Izyda, wskazując na chłopaka, który w tej samej chwili usiłował polizać posadzkę.
— Odurzyli go jakimś czarem. — Odyn odwrócił się, spoglądając z politowaniem na Tezeusza. — Niewiele się od niego dowiemy.
— Mistrzu — Kuszi podbiegła do niego, wpatrując się głęboko w jego oczy. — Przecież Zarisa potrafi wnikać w umysły. — Wskazała na przyjaciółkę. — Użyjemy jej daru, aby dowiedzieć się, gdzie go trzymali.
Oczy Odyna zastygły w osłupieniu. Spojrzał na Tezeusza, a potem znów na Kuszi. Pobieżnie przesunął wzrokiem po twarzach kadetów, w których oczach zapłonęła nadzieja.
— Kuszi — Odyn z dumą wpatrywał się w walkirię — to wspaniały plan. Kiedy tak dorosłaś, dziecko?
— No to do dzieła! — Izyda zakasała rękawy i radośnie klasnęła w dłonie. — Biadolimy o cnotach i zakazach, gdy Diana w tym czasie cierpi katusze w lochach grigori.
— Jeśli myślicie, że pozwolę wam na samowolną akcję…
— Będę ich wspierał — wtrącił się Ares, spoglądając na Odyna bystrym wzrokiem. — W końcu mają za sobą swoją pierwszą misję, co czyni ich pełnoprawnymi walkiriami.
Odyn otworzył usta, chcąc powiedzieć coś innego, ale tylko pokiwał głową w geście zgody i odetchnął głęboko.
— Aresie, myślałem, że jesteś bardziej rozsądny — powiedział, przesuwając wzrokiem po ich twarzach. — Oficjalnie misja uratowania Diany jest wasza.
— Czy to znaczy, że jestem już walkirią? — zapytała Zarisa, wpatrując się w Odyna z zainteresowaniem.
— Tak — westchnął mistrz. — Nie tak miało to wyglądać, ale tak. Od dziś jesteście walkiriami — i dodał, spoglądając na zaskoczonego Marka — nie ty. Ty, nadal jesteś magiem.
— Wiem. — Mag wzruszył ramionami. — Szkoda, bo zawsze marzyłem o tak wspaniałej zbroi, jaką noszą wybrańcy.
Odyn nie odpowiedział, zagryzł tylko usta i machnął ręką.
c.d.n.
Klątwa Atlantydów
Klątwa Atlantydów – Kuszi