Klątwa Atlantydów,  powieść,  pozycje autorskie

Klątwa Atlantydów: Izyda na Górze Golgonos

 

Izyda posiadała cechy idealnego żołnierza: szybkość, zręczność, siłę oraz bystrość umysłu. Choć serce do walki miała ogromne to brakowało jej doświadczenia.

Niemal niewidzialny, ukryty za gęstą kotarą pierzastych chmur, szczyt góry Golgonos spoglądał na nich z wysoka. Dumny, surowy i śmiertelnie niebezpieczny, przypominał mroczną królową.

Izyda zadarła głowę, westchnęła i rozpoczęła wspinaczkę. Co jakiś czas wskakiwała na wystającą półkę skalną, aby złapać oddech i rozejrzeć się po okolicy. Jej twarz lśniła od potu, a zbroja przylegała do pleców, wilgotna od wysiłku.

Pospiesznie wdrapała się na kolejną półkę, złapała oddech i ponownie spojrzała w górę. Tuż nad nią górowały surowe, posępne czarne wierzchołki, skryte w gęstych chmurach, przypominających bitą śmietanę.

Otaczała ją złowroga, nieprzenikniona cisza. Nie dostrzegła ani jednego gryzonia, węża, jaszczurki czy ptaka kołyszącego się na delikatnym wietrze. Góra przypominała jej ogromny, mroczny grobowiec pogrążony w ciszy, która mroziła krew w żyłach.

Przez jej ciało przeszedł zimny dreszcz, aż zjeżyły się jej włosy na karku. Przelotnie spojrzała na dłonie – były brudne, zdarte do krwi, piekły jak diabli. Wytarła je delikatnie o nogawki spodni i odetchnęła.

Powierzchnia skał była ostra jak brzytwa, cięła i szarpała delikatną skórę. Słońce świeciło jej w oczy, odbijając się od gładkiej powierzchni góry, oślepiając co chwilę.

Przesłoniła oczy dłonią i dostrzegła otwór w skalistej ścianie, wysoki jak rosły mężczyzna. Wejście do groty wydawało się na tyle wysokie i szerokie, że mogła się przez nie przecisnąć. Nagle jej twarz wykrzywiła się w grymasie rozgoryczenia.

Przed wejściem ani w okolicy, ani poniżej, ani powyżej nie zauważyła żadnej półki.

Niedobrze – pomyślała. Od groty dzieliło ją kilka metrów.

Kucnęła i spojrzała przed siebie. Okolica była zachwycająca. Skaliste pasma górskie rozciągały się aż po horyzont, a w oddali rysowały się kontury miasteczka otoczonego lasem.

Błękitna wstęga rzeki przecinała krajobraz niemal na dwie równe części. Nagle do jej uszu dobiegło sapanie. Spojrzała w dół i dostrzegła mokrą od potu twarz Diany oraz zadyszaną Kuszi.

Ruchy, dziewczyny, bo nas jutro zastanie — ponaglała je.

Kuszi tylko zadarła głowę i posłała jej wrogie spojrzenie. Diana wspinała się pospiesznie, pokonując ostatnie metry. Gdy wdrapała się na górę, usiadła na półce i wzięła głęboki oddech.

Wysoko tu — szepnęła zdyszanym głosem.

Czy któraś z was… — sapnęła Kuszi — może mi wyjaśnić, dlaczego nie teleportowałyśmy się do jaskini, tylko wspinamy się jak kretynki? — jęknęła, wciągając się na półkę, opierając głowę o grań i mierząc je zaciekawionym wzrokiem.

Nie chcemy, żeby wiedzieli, że idziemy — wyjaśniła Izyda, która już przygotowywała się do kolejnego etapu wspinaczki.

Serio. Moje sapanie już ich uprzedziło. — Kuszi jęknęła cicho i ponownie spojrzała w górę.

Teraz czeka nas najtrudniejszy etap. Nie ma tam półki. Z góry też nie da się zejść — wskazała ruchem dłoni Izyda. — Musimy po prostu tam wejść.

— Czyli efekt zaskoczenia mamy spalony? — upewniła się Kuszi.

Na to wygląda. — Diana rozejrzała się dookoła.

Więc użyjemy portalu. — Kuszi klasnęła w dłonie.— Mam dość tego naturalizmu. Jak tam dotrę, padnę na twarz z wycieńczenia. Nie będę zdolna do walki.

Izyda wzruszyła ramionami. Właściwie było jej obojętne, jak się tam dostaną; po prostu musiały dotrzeć na miejsce, zanim zapadnie mrok. Po zmroku wampiry będą w pełni sił, więc lepiej nie ryzykować, że coś pójdzie nie tak.

Dobra, przenieś nas — rzuciła szybko Izyda.

Kuszi uśmiechnęła się szeroko i sięgnęła po miecz przypięty do pleców. Jego klinga miała szerokość dłoni dorosłego mężczyzny, a bogato zdobiona rękojeść przypominała lekko zakrzywiony, rozwidlony język żmii.

Mimo olbrzymich rozmiarów miecz był wyjątkowo lekki. Kuszi wyprostowała się, chwyciła rękojeść oburącz i rozerwała miecz na dwoje. Yin i Yang błysnęły wściekle. Uniosła je nad głowę i pewnym ruchem, ze świstem, rozcięła powietrze.

Przestrzeń pękła na dwoje, uwalniając jaskrawe światło.

W drogę.

Kuszi puściła im oczko i wskoczyła pierwsza, a za nią podążyły dziewczęta. Walkirie upadły w samym środku wejścia. Huk upadających ciał rozszedł się po jaskini z prędkością światła. Jako pierwsza z ziemi podniosła się Izyda.

Napięła się jak struna i ekspresywnie wysunęła Durgę. Ostrze zalśniło ognistym blaskiem. Diana i Kuszi stały napięte jak struny, plecami do słońca, którego nieliczne promienie wpadły przez szerokie wejście jaskini.

To po zaskoczeniu — westchnęła cicho, prawie bezgłośnie Izyda.

Czekały. Izyda starała się wyłapać jakiekolwiek fałszywe tony z wnętrza jaskini, ale panowała tam dziwna, przerażająca cisza.

Komitet powitalny nie wypełzł od razu, jak się tego spodziewały; wampiry musiały ukryć się głębiej, gdzieś w mrokach wilgotnej groty. Może czekały, aż oddalą się wystarczająco daleko od wejścia?

Myślicie, że nas obserwują? — upewniła się Kuszi.

Tak. — Diana wyprostowała się, gotowa na atak. — Słyszę, jak jęczą.

— Ze strachu? — dopytywała Kuszi.

Nie, z głodu — spuentowała Izyda.— Wpadłyśmy na porę obiadową — uśmiechnęła się blado, spoglądając na Kuszi.

To dziś sobie nie pojedzą — warknęła wściekle Kuszi, a ku zaskoczeniu towarzyszek wrzasnęła: — Hej, krwiopijcy! Wpadłyśmy na obiadek!

Diana doskoczyła do niej i zasłoniła jej usta, ale było już za późno. W głębi groty coś się poruszyło. Słychać było szelest, jakby odgłos milionów skrzydeł oraz gardłowe warczenie wygłodniałych bestii.

Walkirie zamarły. Diana chwyciła swój miecz, skurczona, napięta i czujna, wodziła ostrzem w kierunku ciemności. Kuszi stanęła tuż obok niej, trzymając w dłoniach Yin i Yang. Izyda napięła się jak struna.

Wariatka — nagle roześmiała się Izyda. — Tego się po tobie nie spodziewałam, lady.

— Jeszcze nie raz cię zaskoczę, generale — mrugnęła do niej Kuszi.

Do boju, dziewczęta! — rzuciła rozkazującym tonem Izyda, unosząc świetlisty kamień. — Ilumination!

Nagle grota rozbłysła jasnym światłem. Z jej gardzieli wydobył się straszliwy pysk. Przez ułamek sekundy dostrzegły, jak cienie przemykają między skałami i półkami skalnymi w popłochu, chowając się przed blaskiem.

Jest ich tam trochę — zauważyła Diana, unosząc swój kamień. — Ilumination! — rozświetliła go.

Czuły na sobie spojrzenia milionów głodnych potworów, które piszczały z zachwytu i przerażenia, unikając jaskrawego światła kamieni. Czekały, zastygłe w bezruchu.

Nieoczekiwanie w głębokich mrokach jaskini, w jej nieoświetlonej części, pojawiły się krwiste, połyskujące ślepia.

Soczyste i młode — szeptały między sobą głosy.

Piękne.

— Na śmierć przyszły.

— Same — zachichotał inny.

Samiuteńkie.

— Budź mistrza — szeptały głosy.

Budź — ponaglał inny.

W głębi jaskini coś się poruszyło. Do ich uszu dotarł hałas przypominający huk schodzącej lawiny. Walkirie napięły ciała jak struny, gotowe do ataku. Izyda przetarła pot z czoła i spojrzała na dziewczyny.

Diana kołysała się jak tancerka, rozgrzewająca ostatnie partie mięśni przed spektaklem. Kuszi rozluźniała ramiona jak bokser przed walką. Gdzie podziała się ta zlękniona, przerażona dziewczynka, którą jeszcze niedawno trenowała na placu?

Nie było dla niej miejsca w tym świecie. U bram Atke mnożyła się armia mrocznych, armia, która w każdej chwili mogła zaatakować każde miasto, każdy kraj, według upodobania bo nie ograniczały jej ani odległość, ani czas.

Trudne czasy wymagają silnych ludzi, a one były silne i gotowe do walki.

Co robimy? — Diana spojrzała bystro na Izydę.

Czekamy — odpowiedziała ze spokojem w głosie. — Musimy wiedzieć, ilu ich tam jest i zabić wszystkich. Żaden nie może się stąd wydostać żywy — jej oczy błysnęły ogniem.

Nagle wampiry, jeden po drugim, zaczęły wypełzać, tłocząc się w zacienionych miejscach jaskini, z dala od bladego, słonecznego światła. Wypełzały z ciemności niczym jadowite węże, ściskając się ciasno, jeden obok drugiego.

Jak szarańcza, szeleszcząc i świszcząc, wypełniały wnętrze groty. Ich cera była niemal przezroczysta, biała jak marmur.

Piękne, wręcz idealne twarze wykrzywione w grymasie głodu i wściekłości, uzbrojone w ostre kły, przypominały oblicza bestii. Sycząc i wijąc się w cieniach jaskini, warczały i chichotały przeraźliwie.

One się nie bały. Przyszły tu z pełną świadomością i misją. Nic nie mogło ich zatrzymać. Spomiędzy szeregu zbitych ciał nieoczekiwanie wyłonił się smukły mężczyzna o włosach ciemnych jak heban i karnacji blado czekoladowej.

Jego oczy przypominały morskie fale, z delikatnym odcieniem purpury.

Witam, słodkie panienki — zasyczał.

Miał delikatną twarz o kobiecych rysach, a długie, jedwabiste włosy połyskiwały, odbijając światło kamieni. Należał do starej klasy wampirów. Choć jego wygląd sugerował, że ma nie więcej niż dwadzieścia pięć lat, w rzeczywistości mógł mieć nawet około trzech tysięcy lat.

Izyda zmrużyła groźnie oczy.

Nazywam się Nechbet — zachichotał, skłaniając się w pas.

Uprzejmości są zbyteczne, jesteśmy tu po to, aby was zabić — oświadczyła beznamiętnie Diana, a Izyda otworzyła usta ze zdziwienia.

Uuu… — zacmokał z zachwytu wampir.

Pachniecie wybornie, nie wiem, czy pozwolę wam wyjść żywo z tej jatki.

— Ja też dawno nie jadłem takich kurczaczków — usłyszały w ciemności chichot niskiego, męskiego głosu.

Nagle z półki skalnej umieszczonej ponad ich głowami zeskoczył inny wampir. Był zupełnie inny — miał kwadratową twarz, zarośniętą, potężne ramiona i brakujące zęby.

Mierzył ponad osiem stóp i był lekko zgarbiony, przypominając bardziej małpę niż człowieka. Szedł, szorując bezwładnie zwisającymi rękoma po ziemi.

To mój szacowny brat Krios — przedstawił go pospiesznie Nechbet.

Krios lekko pochylił się i niezdarnie machnął dłonią, dotykając palcami ziemi. Wyprostował się, a na jego twarzy pojawił się jadowity uśmiech, ukazujący rząd ostrych jak szpilki kłów.

Nie jesteśmy tak dobrze wychowane. Nie przedstawimy się — syknęła Diana i roześmiała się w głos, mierząc do nich mieczem.

Kuszi i Izyda spojrzały na nią z lekkim zaskoczeniem. Wampiry, zaintrygowane, ostrożnie przyglądały się jej, zbliżając się powoli, ale wciąż starannie unikały światła.

Co cię tak bawi, kurczaczku? — wysyczał chrapliwie inny krwiopijca, skradając się niebezpiecznie blisko Diany.

Walkiria odsunęła się, groźnie, nastawiając ostrze miecza.

Bo to zabawne — odpowiedziała kpiąco Diana. — Opowiadacie swoje historie życia. Przedstawiacie się, a ja widzę, że obaj macie po trzy tysiące lat. Plus, minus — machnęła ręką. — Zatem znacie zasady tego świata, a nie macie pojęcia, kim my jesteśmy?

Wampiry spojrzały na nią bystro i parsknęły śmiechem.

Nie boimy się walkirii — syknęła kobieta, która płożyła się między stopami Nechbeta.

A może powinnaś? — wysyczała wściekle Izyda.

Nasza królowa nas ocali — zaryczała wściekle.

A gdzie ona jest? Bo jej nie widzę — dopytywała Diana.

Możemy cię do niej zaprowadzić — zawarczał Nechbet. — Jak będziesz konać, może pozwoli cię przemienić — ryknął śmiechem, a cała grota napełniła się ujadaniem i rechotem potworów.

Mam dość — syknęła Izyda. — Do ataku!

Kamienie zgasły. Wampiry ruszyły hordą, a walkirie zalśniły. Zakotłowało się. Krzyk wypełnił jaskinię, a błysk kryształowych ostrzy oraz purpurowa krew rozerwały ciemności.

Nagle jeden z wampirów poszybował w kierunku wyjścia, z rozprutą gardzielą. Gdy tylko liznęły go promienie słońca, jego ciało w ułamku sekundy stanęło w płomieniach.

Smród palonego ciała i ponowny wrzask wypełniły przestrzeń. Ranne i przerażone wampiry zaczęły uciekać w głąb groty. Walkirie stały niewzruszone, niczym dumne posągi herosów.

Ponownie zaatakowały, a świetliste tarcze osłoniły ich ciała. Izyda zapłonęła jak żywa pochodnia, a Kuszi ścinała łby bestii, jak żniwiarz podczas sianokosów.

Diana, otoczona złotą tarczą, sunęła przez hordę, tnąc powietrze i rozczłonkowując wszystko, co stanęło jej na drodze. Nagle przerażający ryk rozerwał powietrze. Nechbet ryknął wściekle i rzucił się w stronę Kuszi.

Arcyksiężna płynnie obróciła się, wykonując efektowne salto w powietrzu, a jej ostrze rozpruło twarz wampira na dwoje. Purpurowa posoka, niczym machnięta pędzlem, bryznęła na jej oblicze i ściany groty.

Wampir opadł na kolana, odwrócił się w jej stronę i otworzył szeroko paszczę, jakby zamierzał zaatakować. Jednak ostrze Diany opadło ciężko na jego kark, jednym cięciem pozbawiając go głowy.

Bezgłowe, rozprute ciało Nechbeta leżało u jej stóp, a jego idealna głowa przetoczyła się przez całą jaskinię, znikając w mrocznych czeluściach.

Kuszi i Izyda, niestrudzone, płynęły w wojennym tańcu, szatkując i rąbiąc napierające wampiry.

Izyda przedarła się do Kriosa i nim odrąbała mu głowę, krzyknęła: — Nie mogą uciec!

Diana tylko kiwnęła głową, przymknęła oczy.

— Gold oculus! — szepnęła.

Nagle jej ciało zalśniło jak tarcza słoneczna, a po niej roziskrzyły ciała Kuszi i Izydy. Blask, o mocy tysiąca słońc, rozszedł się po grocie, rozświetlając najmroczniejsze zakamarki.

Gdy tarcze zgasły, nastała cisza, a wokół unosił się odór spalenizny. Izyda odetchnęła ciężko, zmęczona; pot i posoka spływały jej po twarzy gęstymi stróżkami.

Oddychała szybko, a od nadmiaru mocy kręciło jej się w głowie.

O rany, co to było! — pisnęła radośnie.

Tak mi się pomyślało — westchnęła Diana, ocierając pot z czoła.

Niezłe — zachichotała Kuszi.

Była jak pijana, kołysała się na boki i chichotała, wyglądając jak bogini zemsty. Jej twarz i zbroja były umazane we krwi, a rozczochrane kosmyki włosów przykleiły się do czoła, podczas gdy dłonie ociekały posoką wampirów.

To strasznie brudna robota — mruknęła Kuszi, spoglądając na siebie z niesmakiem.

Znajdźmy Księgę — powiedziała Diana, prostując się.

Wsunęła miecz do pochwy, odetchnęła głęboko i się rozejrzała. Nim zdążyła cokolwiek dodać, Izyda uniosła rękę, zaciskając w dłoni świetlisty kamień.

Iluminato! — krzyknęła Izyda, a grota ponownie rozświetliła się blaskiem. — Ruszajmy.

Przed nimi rozciągał się krótki korytarz, prowadzący w dół. Na jego końcu mieściła się sala główna, w której znajdowało się legowisko wampirów.

Gdy tylko weszły, uderzył w nich obrzydliwy smród. Izyda wstrzymała oddech, a twarze Kuszi i Diany pozieleniały.

Między belami zwiniętych materiałów, złotymi naczyniami oraz usypanymi kopcami monet i drogocennych kamieni leżały sterty martwych, rozkładających się ciał zwierząt i ludzi. Wśród tego wszystkiego kłębiły się atłasowe pościele i drogie suknie.

Ale chlew! — jęknęła z obrzydzenie Kuszi.

Izyda zatrzymała się w pół kroku i sięgnęła do kieszeni, wyjmując niewielkie puzderko. Marszcząc nos, drżącą dłonią otworzyła je pospiesznie i nałożyła na palec mazisty krem.

Odetchnęła kilka razy, odczuwając natychmiastową ulgę. Podeszła do Diany i podała jej pudełko.
Weź, to zabija ten smród.

Diana posłusznie namoczyła palec i posmarowała mazią okolice nosa. Przyjemny zapach mięty i lawendy ukoił jej żołądek.

Izydo, dasz mi też tego kremu od smrodu? — Kuszi rzuciła pospiesznie w stronę walkirii, która grzebała namiętnie w belach materiałów.

Izyda kiwnęła głową. Kuszi zamaszyście podeszła i zamoczyła palce w mazidle.
Co wam powiem, to wam powiem. Mają niezły gust co do tkanin — westchnęła ciężko Kuszi.

Izyda spojrzała na nią z niedowierzaniem i już chciała coś powiedzieć, ale Kuszi wytarmosiła spory skrawek materiału, który również jej przypadł do gustu.

Niezły, co? Mocny. — Szarpnęła nim kilka razy. — Idealny na spodnie treningowe.

— Faktycznie.Izyda pochyliła się i zaczęła macać tkaninę.

Ej, strojnisie, księga. Po to tu jesteśmy — Diana przywołała je do porządku.

Weźmiemy trochę. Im się już nie przyda — szepnęła radośnie Izyda.

Nie! — Diana podeszła do nich, wyrwała Kuszi materiał i rzuciła go na stertę. — Nie wiemy, co za dziadostwo przywlecze się za wami, jeśli to weźmiecie. Nie jesteśmy rabusiami. Tylko walkiriami. Jesteśmy tu po księgę i tylko z nią stąd wyjdziemy — powiedziała głosem dawnych władców.

Tak jest! — kiwnęły równocześnie, smutno żegnając materiał.

Bez słowa więcej rozdzieliły się i zabrały do przeszukiwania jaskini. Jaskinia była obszerna, a księga mogła być wszędzie. Wokół leżały sterty rozkładających się zwłok, bele materiałów, rozwalające się meble oraz całe stosy biżuterii.

Izyda usiadła na krześle, a Diana położyła ręce na biodrach i odetchnęła ciężko.

Gdzie te brudasy mogły wcisnąć Księgę? — zamruczała pod nosem Kuszi, nagle spoglądając w kierunku Izydy. — Gdybyś była takim syfiarzem, gdzie byś ją ukryła?

Izyda przez chwilę zastanawiała się, czy Kuszi nie próbowała jej obrazić, ale widząc jej zafrasowaną minę, wzruszyła tylko ramionami.

Pewnie w jakimś oczywistym miejscu, tam, gdzie nikt by nie zajrzał — westchnęła, a cała trójka spojrzała na stertę rozkładających się zwłok.

Nie — jęknęła z obrzydzeniem Diana.

To niemożliwe, prawda? Nie wcisnęły jej tam? — Twarz Kuszi, na samą myśl, wykrzywiła się w grymasie wstrętu, ale nagle się rozpogodziła, spoglądając na Izydę. — Ty to zrób, spadną na ciebie wszystkie pochwały.

Zrobimy to razem. Nie mogłabym przejąć wszystkich pochwał, umniejszając twoje zasługi — uśmiechnęła się Izyda. Kuszi zmarszczyła nos i westchnęła ciężko. — Ty zacznij od tamtych — wskazała Izyda a ja zajmę się tymi.

Kuszi wzdrygnęła się z obrzydzeniem, ale ruszyła do wykonania zadania. Usiadła okrakiem na zwłokach i zaczęła w nich grzebać, starannie wertując ich wnętrzności. Nagle jęknęła.

Rozumiem, że mamy zabijać tych złych… — zaczęła, ale zamilkła, gdy jedno z ciał okazało się zbyt kruche, a jej ręka wpadła do środka. — Fuj! — ryknęła z obrzydzeniem, wyciągając dłoń pokrytą rozkładającymi się szczątkami. — Grzebanie w trupach to nie dla mnie.

Zeskoczyła wściekła i chwyciła leżącą na podłodze dużą płachtę materiału, pospiesznie zaczynając wycierać ręce. Diana nagle ożywiła się i podbiegła do niej, lekko ją odepchnęła, a następnie mocno odsunęła kolejny rulon materiału.

Oniemiała. Spod sterty rzuconych szmat wysuwały się nieśmiało drewniane klepki.

Szafka w podłodze? — zapytała, spoglądając na Dianę. — Po co im szafka w podłodze, skoro wszystko rozbebeszyli po całej jaskini?

— To schowek — odpowiedziała Diana, pospiesznie odrywając deski.

Nagle przed nimi ukazała się czarna dziura, a na jej dnie coś leżało. Diana zajrzała do środka. Nagle przed nimi ukazała się czarna dziura, a na jej dnie coś leżało. Wyciągnęła rękę, ale Kuszi zatrzymała ją w ostatniej chwili.

Uważaj, mogą być tam robale albo szczury.

— Zaryzykuję — odparła Diana, pochylając się jeszcze bardziej i wsuwając rękę do środka. — Ty wsadziłaś rękę w bebechy umarlaka, więc cóż, tam szczury, czy robale.

Diana uklękła na ziemi i wsunęła rękę jeszcze głębiej. Na jej twarzy pojawił się dziwny grymas, po czym nagle się rozpromieniła.

To chyba nasza zguba — Diana mrugnęła do Kuszi, wysuwając pakunek. Wyglądał jak zawinięta w materiał księga. Obejrzały go, nie rozchylając materiału. Nagle twarz Diany znów się zmarszczyła. — Miała palić w dłonie — powiedziała, zaskoczona, spoglądając na walkirie.

Sprawdźmy więc… — Kuszi prawie wyrwała jej księgę z rąk.

Nie — uprzedziła ją Izyda, odsuwając ją, zanim ta zdążyła dotknąć zawiniątka. — Odyn mówił, żebyśmy nie zaglądały pod materiał, pod żadnym pozorem. Księga jest zbyt potężna; tylko to sukno chroni nas przed jej mocą.

Ponownie spojrzały na pakunek. Wyglądał zwyczajnie, był ciężki jak księga. Diana czuła pod palcami metalowe okucia, ale równie dobrze mogła to być fałszywka.

Wracajmy — szepnęła pospiesznie Izyda. — Nic tu po nas.

c.d.n.

Klątwa Atlantydów 

Cześć I
Herosi i Upadli 
Klątwa Atlantydów – Prolog
Klątwa Atlantydów – Persywia
Klątwa Atlantydów – Tanatos 
Klątwa Atlantydów – Ares
Klątwa Atlantydów – Malachaj 
Klątwa Atlantydów – Diana
Klątwa Atlantydów – Achnaton
Klątwa Atlantydów –  Odyn
Klątwa Atlantydów – Aszka
Klątwa Atlantydów – Wyrocznia
Klątwa Atlantydów – Gorgona
Klątwa Atlantydów – Królowa
Klątwa Atlantydów – Balzak
Klątwa Atlantydów – Izyda
Klątwa Atlantydów – Dżin
Klątwa Atlantydów – Zarisa
Klątwa Atlantydów – Meduza
Klątwa Atlantydów –  Atria
Klątwa Atlantydów –  Mot
Klątwa Atlantydów –  Tezeusz
Klątwa Atlantydów – Amfitria
Klątwa Atlantydów – Kuszi
Klątwa Atlantydów – Feniks
Klątwa Atlantydów – Marek
Klątwa Atlantydów – Lilith 
Klątwa Atlantydów – Kuszi
Cześć II
Wina i Kara 
Klątwa Atlantydów – Feniks
Klątwa Atlantydów – Diana
Klątwa Atlantydów – Lilith
Klątwa Atlantydów – Wyrocznia
Klątwa Atlantydów – Dżin
Klątwa Atlantydów – Izyda
Klątwa Atlantydów – Mot
Klątwa Atlantydów – Ares
Klątwa Atlantydów – Tanatos
Klątwa Atlantydów – Odyn
Klątwa Atlantydów – Minotaur
Klątwa Atlantydów – Marek
Klątwa Atlantydów – Achnaton
Klątwa Atlantydów – Kuszi
Klątwa Atlantydów – Arachna
Klątwa Atlantydów – Królowa
Klątwa Atlantydów – Amfitria
Klątwa Atlantydów – Zarisa
Klątwa Atlantydów – Aszka
Klątwa Atlantydów – Tezeusz
Klątwa Atlantydów – Malachaj
Klątwa Atlantydów – Atria
Klątwa Atlantydów – Gorgona
Klątwa Atlantydów – Persywia
Klątwa Atlantydów – Meduza
Cześć III
Moc, Wojna i Unicestwienie  
Klątwa Atlantydów – Kuszi
Klątwa Atlantydów – Dżin
Klątwa Atlantydów – Zarisa
Klątwa Atlantydów – Minotaur
Klątwa Atlantydów – Odyn
Klątwa Atlantydów – Mot
Klątwa Atlantydów – Wyrocznia
Klątwa Atlantydów – Amfitria
Klątwa Atlantydów – Marek
Klątwa Atlantydów – Achnaton
Klątwa Atlantydów – Tezeusz
Klątwa Atlantydów – Meduza
Klątwa Atlantydów – Izyda

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *