powieść,  pozycje autorskie,  przebudzona

Dziewczynka Prolog „Przebudzona” powieść

 

„Są ludzie, którzy rozsiewają światło. I są ludzie, którzy wszystko zaciemniają” 

– Phil Bosmans- 

Prolog

Dziewczynka stała jak skamieniała, sparaliżowana strachem. Patrzyła przed siebie na płonącą leśniczówkę, a w jej głowie panował chaos.
Nie do końca rozumiała, co działo się wokół niej.
Powietrze wrzało jak wywar w metalowym garze. Rozwścieczone języki ognia, ślizgając się po drewnianych ścianach domu, wystrzeliły w niebo. Nagle ogień rozprzestrzenił się, pochłaniając chciwie coraz większą przestrzeń.
Przybrał kształt gorejącej bańki, a po chwili huk eksplozji rozerwał powietrze.
Jak przy narodzinach gwiazdy, krwisto-biała łuna łamała nieboskłon jak harpun. Przeciągliwy jęk pękającego szkła, niczym skowyt ranionego zwierzęcia, przerwał nocną głuszę.
Ogromny grzyb ziemi, pyłu i ognia wzbił się ku niebu, a po chwili opadł, dusząc i miażdżąc resztki drewnianego domu. Dziewczynka podskoczyła w miejscu, odruchowo ukrywając osmoloną twarz w drobnych dłoniach.
Przez szpary między palcami obserwowała, jak rozszalały ogień wzbija się pod samo niebo, niczym rozwścieczona bestia, przeraźliwie wyjąc, pożera jej dom. Patrzyła przed siebie na płonącą leśniczówkę, a w jej głowie panował chaos.
Jej dom znikał. Drżała. Z oszołomienia wyrwał ją stłumiony, chłopięcy głos dochodzący jakby z oddali. Odwróciła się. Brat stał tuż obok niej.
Nastia! Tędy! — krzyknął, krztusząc się dymem.
Poczuła silne szarpnięcie. Przez chwilę patrzyła na brata mętnymi, podpuchniętymi od łez i dymu oczami.
Jego zgarbiona, brudna od sadzy i ziemi postać wydała jej się obca, dzika, przerażająca. Nie wyglądał teraz jak dwunastoletni chłopiec, a raczej jak bestia. Bała się. Jego? Obcych?
On tylko zacisnął pięści, rzucił jej gniewne spojrzenie, a potem bez słowa szarpnął ją mocno. Pochwycił ją za rękę i, dysząc ciężko, zaczął biec w kierunku lasu.
Stała i patrzyła. Jeszcze kilka godzin temu wszyscy siedzieli razem przed kominkiem w ogromnym salonie. Dookoła unosił się zapach cynamonowych babeczek i czekolady. Było ciepło i bezpiecznie. Trzymała w rączce kubek ciepłej czekolady.
Dziewczynka spojrzała na swoje dłonie. Były zimne, brudne i sztywne. Dookoła unosił się zapach cynamonowych babeczek i czekolady. Było ciepło i bezpiecznie. Tatiana kończyła grać na pianinie Sonatę Księżycową Beethovena, a Filip biegał, trzymając w ręku drewniany samolot.
To był F-16 ze złotym ogonem. Nigdy nie pozwolił jej się nim bawić, choć często prosiła. Nie wolno jej było nawet go dotykać.
Właśnie zdążyli się o to pokłócić, gdy do salonu wszedł ojciec. Był wysoki, atletycznej postury, z gęstą, ciemną czupryną i ogromnymi, krzaczastymi wąsami. Jego oczy były duże i zielone, jak jej. Tak bardzo się teraz bała.
Przed sobą mieli tylko leśną głuszę. Za nimi byli wrogowie, którzy pragnęli ich śmierci. Nagle Filip się zatrzymał. Jego ciało napięło się jak struna. Postawił ją na ziemi. Od bezpiecznej, leśnej gęstwiny dzieliło ich kilka metrów.
Odwrócił się w kierunku gorejących zgliszczy. Jego wzrok pospiesznie spatrolował okolicę. Był skupiony. Drżał. Z zimna? Z przerażenia? Z nerwów? Nie wiedziała.
Dziewczynka chciała go przytulić. Chciała, żeby on przytulił ją. Żeby powiedział, że wszystko będzie dobrze. Że to tylko zły sen. Czuła, jak jej twarz płonie od łez i gryzącego dymu.
Nie rozumiała, co się stało. Miała zaledwie pięć lat. Nie wiedziała, że od teraz mogą liczyć tylko na siebie. Zostali sami.
Nie płacz — szepnął, uniósł jej brodę i się uśmiechnął.— Będzie dobrze. — Delikatnie i z czułością przesunął dłonią po czubku jej głowy.
Jego ciało i dłonie drżały. Nie ze strachu. Oni się nie bali.
Nie wiedzieli, co to strach. Był wkurzony. Wściekły. Wściekłość niosła się po jego ciele jak trucizna. Był zły, że nie walczył, że ucieka. Nie tak powinien zachować się następca.
Uciekniemy! — rzucił stanowczo. — Pomścimy ich. — Zacisnął mocno dłonie w pięści, a po chwili chwycił dziewczynkę mocno za rączkę i ponownie zaczęli biec.
Nagle, pośród rozcapierzonych zarośli, kątem oka zauważyła błysk. Zmrużyła oczy. Nim zdążyła go ostrzec, huk wystrzału rozerwał powietrze. Ciało brata, niczym rażone piorunem, poderwało się ku niebu, a jego dłoń wyrwała się z jej uścisku.
Chłopiec upadł kilka metrów dalej. Odwróciła się. Leżał plecami wbity w biały, miękki śnieg. Dookoła jego ciała, niczym szkarłatny kwiat, rozkwitła czerwona plama krwi.
Podbiegła do niego, upadła na kolana, objęła go ramionami i usiłowała go ocucić. Dziewczynka sapała, dyszała, tarmosiła go tak długo, aż dostrzegła, że nieśmiało jego powieki się podnoszą.
Wolno otworzył oczy. Przez chwilę się w nią wpatrywał. Przez chwilę wpatrywał się w nią, oddychając szybko i nieregularnie. Uśmiechnął się. Dla niej trwało to wieki, jednak czas nie stał w miejscu. Ich wrogowie byli coraz bliżej.
Już wpadli na ich trop. Słyszała ich radosne gwizdy i nerwowe nawoływania. Lada chwila tu będą. Pędzili po swoje trofeum, żądni krwi, odurzeni zwycięstwem. Podnieceni śmiercią.
Odurzeni zwycięstwem. Cały las nimi śmierdział. Nagle, pośród rozcapierzonych zarośli, kątem oka zauważyła błysk. Szli po nich. Nie mogła zostawić brata. Nie mogła pozwolić im go zabić. Słyszała jego słaby, delikatny oddech. Bicie jego serca.
Patrzyła na niego rozgorączkowanym wzrokiem. Nie chciała i nie mogła zostać sama. Filip był blady jak pergamin. Jego twarz lśniła drobinkami potu. Wciąż żył i tylko to się liczyło.
Kucnęła, objęła jego ramiona, uniosła i zaczęła iść. Filip jęknął. Był ciężki. Był ciężki. Za ciężki jak dla niej. Nie poddała się. Przecież była nieodrodną córką swojej matki, upartej i krnąbrnej. Szła, ciągnąc go za sobą, krok za krokiem. Sapała. Pot zalewał jej oczy.
Grube ubranie przylgnęło do jej pleców niczym druga skóra. Była cała mokra. Ciało brata ciążyło jej coraz bardziej. Nogi uginały się pod nią, coraz mocniej zapadając w miękki, biały puch. Nie miała jeszcze tyle siły. Wciąż pozostała człowiekiem, wciąż była tą nieprzemienioną.
Więcej było w niej z człowieka niż z bestii. Czuła, że lada chwila upadnie. Jednak nie mogła się poddać. Nie teraz. Nie dziś. Nagle twarz chłopca wykrzywił grymas wściekłości. Jego oczy przybrały kolor ciekłego złota. Resztką sił odepchnął ją od siebie.
Nastia zatoczyła się i upadła na pupę. Zawarczał, zaciskając zęby.
Uciekaj. Uciekaj, znajdę cię.
Ufała mu. Przecież był jej starszym bratem. Zacisnęła piąstki, poderwała się z ziemi i zaczęła biec. Instynkt był silniejszy od strachu. Musiała żyć. Po raz ostatni spojrzała na brata.
Filip pokracznie usiłował się wczołgać w pobliskie zarośla. Westchnęła ciężko i tłumiąc płacz, zniknęła w leśnej gęstwinie.

Przebudzona – całość 

Część I

Przebudzona – Prolog 
Przebudzona – Strefa
Przebudzona – Przyjaciele
Przebudzona – Z pamiętnika
Przebudzona – Z pamiętnika c.d.
Przebudzona – Polowanie
Przebudzona – Polowanie c.d.
Przebudzona –  „Tajemnica” 
Przebudzona –  „Tajemnica” c.d.
Część II
Przebudzona – Mroki Duszy 
Przebudzona – Noc Króla 
Przebudzona – Afera 
Przebudzona – Proces 
Przebudzona – Nocny Koszmar 
Przebudzona – Tragiczna Komedia
Przebudzona – Nowy Alfa 
Przebudzona – Poszukiwania 
Przebudzona – Szpital u Bram Piekła 
Przebudzona – „W domu wroga”
Przebudzona – Prawdziwy Survival
Przebudzona – Spokojna Przystań 
Przebudzona – Lupus Nobilus 
Przebudzona – Spotkanie 
Przebudzona – Realna Bajka
Przebudzona – Bolesne Przebudzenie 
Przebudzona – Włamywacz 
Przebudzona – Sekrety Rodzinne 
Przebudzona – Klątwa Lupus 
Przebudzona – Dobry Plan
Przebudzona – Nocny Drift
Przebudzona – Rumunia 
Przebudzona – Dom
Przebudzona – Teściowie 
Przebudzona – Ostatnia Noc
Przebudzona – Wielka Rada
Przebudzona – Śmierć 
Przebudzona – Koniec

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *