Borys Ilia Romanowy – Rumunia- Przebudzona
Często życie stawia przed nami wyzwania, które na pierwszy rzut oka mogą wydawać się błahe i nieistotne. Z czasem jednak okazują się kluczowe, aby rozpocząć własną legendę.
Szesnaście lat później… Rumunia…
Najtrudniejszym zadaniem przywódcy jest panowanie nad emocjami, zwłaszcza w chwilach, gdy najrozsądniej byłoby po prostu podejść i przywalić komuś w ryj.
Niestety, takie zachowanie nie przystoi gubernatorowi, a tym bardziej księciu, przyszłemu następcy tronu.
Borys więc siedział w milczeniu, wpatrując się w zgraję, która, ściśnięta przy stole, skakała sobie do gardeł, usiłując udowodnić swoje racje.
Myślami był nieobecny. Przepłynął wzrokiem po sali, jakby szukał drogi ucieczki. Omiótł spojrzeniem otaczające go ściany, z których każda stanowiła unikalne dzieło sztuki.
Ozdobione połyskującymi, mozaikowo zlepionymi kawałkami złotego i białego bursztynu, ściany przypominały zaginioną Bursztynową Komnatę z carskiego pałacu. Dziś dodatkowo zdobiły je arrasy, na których widniały rodowe herby.
Wisiały tam herby rodzin: Sigmaring, Gregorowicz, Vanderburg, Kuburg, Tycjan, Kurzt, Skrzewickich, Perestnikow, Repoletino, Henrich, Konzackich, Xsa, Rashan, Segirn.
Pośród nich górował złoto-purpurowy herb rodowy Borysa. Ogromny łeb czarnego wilka w złotej koronie, umieszczony na karmazynowej tarczy, spoglądał groźnie, szczerząc kły na każdego, kto zagrażał domowi Romanowych.
Dalej, uwięzieni w ciasnych ramach obrazów, przyglądali się im przodkowie młodego gubernatora.
Wśród nich byli rośli mężczyźni o mrocznym, dzikim spojrzeniu oraz piękne, eleganckie kobiety. Łączyła ich jedna wspólna cecha – ich oczy miały kolor chabrów.
Na środku sali stał ogromny, hebanowy stół, który kształtem przypominał sierp księżyca. Ponad nim wisiały misternie wykonane, prawdziwy majstersztyk – trzy kryształowe żyrandole.
Przy stole wrzało. Ponad czterdzieści osób, ściśniętych jedna obok drugiej, prychało i warczało na siebie. Popychali się, obrzucali obelgami i wzajemnie oskarżali.
Jeszcze chwila, a ta rozjuszona brać ruszy na siebie z pięściami.
— Nie ma wątpliwości, że gdyby rodziny Henrich i Skrzewickich wzięły się do roboty, zamiast tylko opowiadać swoje płomienne dyrdymały, vanatorii dawno zniknęliby z powierzchni ziemi.
— Z tego, co mi wiadomo — powiedziała energicznie kobieta o włosach jasnych jak kłosy dojrzałej pszenicy, podnosząc się z krzesła — mój drogi Itanie — wycedziła przez zęby — w moim gubernatorstwie nie mam problemów z vanatorii! — syknęła, uderzając wściekle palcami o blat stołu.
— Dość! — ryknął Borys.
Nagle zapadła cisza. Wszystkie spojrzenia skupiły się na nim. Borys, choć młody – nie miał jeszcze dwudziestu siedmiu lat, a gdy obejmował tron gubernatora, miał zaledwie dwadzieścia jeden – był cenionym i szanowanym przywódcą.
Był ich księciem, a w przyszłości miał zostać królem, ale to nie z tego powodu jego zdanie miało taką wagę. Wszyscy w Strefie wiedzieli, że to człowiek rozważny, podobnie jak jego ojciec.
W swoich decyzjach kierował się zawsze zimną logiką i dowodami, nigdy nie działał impulsywnie. Mierzył niecałe dwa metry wysokości. Był rosłym, barczystym mężczyzną o jasnym spojrzeniu.
Jego oczy, w kolorze chabrów – spadek po przodkach – teraz patrzyły na zebranych gniewnie i z wyższością. Energicznie wstał, odsuwając krzesło i zrobił kilka kroków.
Czuł na sobie ich spojrzenia. Sala pogrążyła się w ciszy. Słyszał ich charkoczące, ciężkie oddechy. Rozgoryczenie i wściekłość rozlały się po sali niczym mocne wino, odurzając ich umysły.
Teraz nikt nie śmiał się odezwać – nie dlatego, że Borys był potężnej postury mężczyzną, ale z szacunku. Czekali z zapartym tchem i z wypiekami na policzkach, czujnie obserwując każdy jego krok.
Nagle Borys zatrzymał się w półkroku.
— Zachowujecie się jak zwierzęta! — ryknął, niczym rozjuszony lew. — Jak stado rozhasanych pawianów! Jak przekupy na targu! Kto głośniej, kto szybciej wykrzyczy! — Zawiesił głos, obrócił się na pięcie i spojrzał na zebranych zimnym wzrokiem, po czym dodał spokojniejszym tonem: — Ktoś morduje naszych, a wy biadolicie o pierdołach.
Jego spojrzenie przesunęło się po twarzach zgromadzonych, aż zatrzymało na pięćdziesięcioletniej kobiecie o wciąż ciemnych jak heban włosach i dużych, zielonych oczach. Na Aleksandrze Sigmaring, gubernator Wolfeden, obecnej alfie i jedynej żyjącej przedstawicielce niegdyś potężnej rodziny Sigmaring.
Aleksandra była drobną, niską kobietą o jasnej, niemal porcelanowej cerze. Dumną i pewną siebie. W jej żyłach, jak w jego, płynęła krew królów, gubernatorów, generałów i wielkich przywódców.
— Nie mam wątpliwości, kto za tym stoi — odezwała się sztywno, na chwilę zawieszając głos. Patrzyła na niego, a na twarzy Borysa pojawiło się zaciekawienie. — Piotr! — przerwała szybko, nim Micrege zdążył coś powiedzieć. — Wszyscy wiemy, że Piotrowi marzy się tron Regae. Pewnie zbratał się z vanatorii i pod ich płaszczykiem eliminuje swoich przeciwników. Chce doprowadzić do wojny domowej, obalić Andrzeja i objąć tron.
Sala się zagotowała. Goście zaczęli wrzeszczeć, wymachując pięściami.
— To Piotr!
— Zdrajca!
— Sprzedawczyk!
— Ukarać!
— Pozbawić tronu!
— Zabrać majątek!
— Cisza! — ryknął niczym jerychońska trąba sześćdziesięcioletni mężczyzna, który siedział po prawej stronie rege. Wzburzony, gwałtownie poderwał się z krzesła i wymachując groźnie rękami, starał się przekrzyczeć tłum. — To niemożliwe?! Nie wierzę!
Jego lekko szpakowate włosy zjeżyły się nad czołem. Omiótł spojrzeniem zebranych. Nagle zapadła cisza.
— To poważny zarzut — spojrzał na Borysa, w jego oczach tliła się ufność. — Piotr nie jest aż tak głupi! — Nagle uderzył dłonią w stół. Jego wzrok zatrzymał się na Aleksandrze. — Moja droga, przecież znasz Piotra od lat… Ty i twoja rodzina wiele mu zawdzięczacie. — Napotykał jednak tylko zimne spojrzenie gubernator. Omiótł spojrzeniem zebranych. — To prawda, że ma niejedno na sumieniu, ale kto z nas nie ma?!? Borysie… — spojrzał błagalnie na młodego Micrege. — Nawet on nie jest aż tak szalony.
Borys milczał. Stał i wpatrywał się z niedowierzaniem w tę rozszalałą hałastrę. To miała być elita, arystokracja, najwyżsi z najwyższych, potomkowie najwspanialszych rodów w Strefie. Było mu wstyd. Nagle jego zadumę przerwał łagodny głos ojca.
— Alekso, zapomniałaś, że to właśnie ten zwyrodniały Piotr ocalił twego brata Aleksandra i jego żonę? Jako jedyny dał im schronienie! Ocalił przed nami i naszym prawem.
— Ojcze — szepnął Borys. Starał się zapanować nad szalejącym wariactwem, ale głos utknął mu w krtani. Nagle odzyskał dawny animusz i ponownie ryknął: — Mówimy tu o zdradzie!… Nie zdążył dokończyć myśli, bo ojciec przerwał mu w połowie zdania.
— Mówię o człowieku, któremu mimo jego wad, niektórzy wiele tu zawdzięczają, synu — rozejrzał się po zebranych i dodał — a jak widzę, mają krótką pamięć.
Z wyrzutem ponownie spojrzał na Aleksandrę. Kobieta milczała. Odwróciła wzrok. Fiodor podszedł do Borysa. Popatrzył łagodnie na syna. Wiedział, że tym razem nie może się ugiąć.
Nie wolno mu odpuścić. Nie da przyzwolenia na sponiewieranie w taki sposób imienia Piotra. W jego oczach znów zapłonął dawny ogień Romanowych.
— Fiodorze… — westchnęła ciężko Aleksandra. — To prawda, wiele mu zawdzięczam, zarówno ja, jak i moja rodzina. Pamiętam, że to on ocalił mojego brata i jego rodzinę. Jednak nie mogę wciąż zasłaniać się przeszłością i przymykać oczy na takie niegodziwości. — Spojrzała na Fiodora z wyrzutem, licząc, że pogodzi się z prawdą. — Zaprzeczysz, mój drogi, że mamy przeciw niemu mocne dowody?
— Jak dla mnie, są zbyt mocne. — Fiodor usiadł rozgoryczony. — A ty, co o tym myślisz, Andrzeju? — zapytał zdruzgotanym głosem.
— Piotr nawet nie kryje się z tym, czego pragnie. Jak widać, cena nie ma dla niego znaczenia. Chce władzy, a jeśli vanatorii mu to umożliwią, najwyraźniej nie widzi w tym nic złego.
— Ale sprzedawać członków Strefy vanatorii?! — powiedział szeptem, z niedowierzaniem w głosie.
— Niestety, Colia zebrał mocne dowody przeciw Piotrowi. Jeszcze nie wiemy, jak komunikuje się z vanatorii, ale wszystko wskazuje na niego. — Borys, mówiąc, położył na stole czarną teczkę wielkości A4. Nie patrzył na nikogo, tylko położył dłonie na teczce. — Dziś rano poinformowano mnie, że Justin — mówił dalej — nasza piękna pani gubernator Francji, podpisała tajny układ z Piotrem. W zamian za dawne Prusy i wpływy na wschodzie, zawarła z nim przymierze. Nie możemy już dłużej czekać. To pierwszy krok do wojny domowej.
— Ta kobieta jest niebezpieczna. Nie cofnie się przed niczym — zawarczał wściekle Andrzej, zrywając się z krzesła.
— Vanatorii, a teraz to? — jęknęła Irmina.
— Andrzeju — po dłuższym milczeniu Aleksandra podsumowała — nasz drogi Rege nie wiesz, że wzgardzona kobieta jest bardziej niebezpieczna, niż ranna pantera. Chciała tronu. Nie dałeś jej go ty, więc teraz weźmie go sobie sama.
Wszystkie spojrzenia spoczęły teraz na Rege. Andrzej zawarczał jak zraniony lew, rzucając się niemal z pięściami na Aleksandrę. Zawahał się, czując na sobie zaskoczone spojrzenia zebranych.
Cofnął się i ciężko opadł na stół, wbijając w kobietę dwoje chabrowych, zimnych jak lód oczu. Aleksandra nawet nie drgnęła. Chwilę mierzyli się wzrokiem. Nagle Andrzej zapytał ciężkim, kwasowym głosem:
— Colia, co o tym myślisz? W końcu jesteś tu generałem.
— Musimy działać. Trzeba wysłać armię, zmiażdżyć buntowników i przywrócić ład oraz porządek — odpowiedział Colia.
Andrzej tylko pokiwał głową i się wyprostował.
— Igor? A ty, co o tym myślisz? — Tym razem duże niebieskie oczy Rege utkwiły w twarzy rosłego mężczyzny o pociągłych, ostrych rysach i jasnych włosach. Mężczyzna wyprostował się i przelotnie rzucił okiem na dokumenty.
— Powinniśmy działać — przytaknął.
— Głosujmy! — rzucił ostatecznie Fiodor.
— Zaraz! — Borys uniósł ręce do góry. — Takie decyzje wymagają zgody Wielkiej Rady Strefy!
— W Wielkiej Radzie są także Justin i Piotr — oznajmiła Aleksandra, ściągając ze zniesmaczeniem wargi.
— Przecież nie chcemy siać paniki. Lepiej zdusić to w zarodku — wtrącił się Andrzej i ciężko usiadł na krzesło. — Głosujmy!
Aleksandra wstała, a jaskrawe światło żyrandoli padło na jej owalną twarz. Wyglądała teraz jak nastolatka — drobna, niewysoka, o delikatnych rysach i młodzieńczym, wręcz dziewczęcym spojrzeniu.
W tym niepozornym ciele skrywała się prawdziwa bestia, maszyna do zabijania, a tylko głupiec zlekceważyłby jej siłę. Mimo swojego wieku wciąż była piękną i bardzo potężną kobietą.
— Kto jest za tym, aby uciszyć Piotra i na jego miejsce posadzić Marcela? — zagrzmiała niczym wyrocznia.
Na horyzoncie pojawił się las rąk.
Nie wszyscy zebrani ochoczo przystąpili do głosowania. Borys wciąż się wahał, a jego ojciec zaplótł ręce na piersi, ani myśląc przyłożyć ręki do tego samosądu. Igor i Itan również siedzieli sztywno, wbijając pochmurne spojrzenia w blat stołu. Andrzej, zaskoczony, spojrzał na przyszłego króla Strefy.
— Uważam, że nie mamy prawa decydować, kto zostanie Gubernatorem. To Rada Rodziny powinna wybrać następcę Piotra — wyjaśnił pospiesznie Borys, opadając na oparcie krzesła.
— To dla dobra Strefy! — zawarczał Colia, a jeszcze chwila, a rzuciłby się na Borysa z pięściami. Jego oczy płonęły złotym ogniem.
— Nie zmienię zdania! — wysyczał wściekle Borys, wbijając w Colię mordercze spojrzenie.
— Większość decyduje — podsumowała Aleksandra, zamykając temat i spoglądając na szereg uniesionych rąk. — 36 na tak, 2 wstrzymane, 2 przeciw — dodała, z wrogością spoglądając na Igora.
— Nie, Aleksandro. W tej kwestii musimy być jednomyślni — upomniał ją stanowczo Borys. Twarz Aleksandry wykrzywił grymas wściekłości. Nim zdążyła się odezwać, dodał: — Tak mówi nasze prawo.
Aleksandra zawarczała z wściekłości. Goście zaczęli szeptać między sobą. Ignorując ich niezadowolenie, Borys władczym tonem zaapelował:
— Jako Micrege, przyszły Rege, wnoszę o wnikliwe przeprowadzenie śledztwa i dostarczenie niezbitych dowodów przeciw Piotrowi, łącznie z dowodami jego zdrady.
— Borysie?! — Andrzej wyprostował się, widząc jednak, że nikt nie jest w stanie przekonać młodego gubernatora, odetchnął i kiwnął głową. — Niech tak będzie. — Spojrzał chłodno na bratanka. — Stawiam jednak jeden warunek. Sam osobiście zajmiesz się tą sprawą i dostarczysz dowody zdrady lub niewinności Piotra Radzie. Jeśli okaże się, że Piotr jest zdrajcą osądzisz go i wykonasz wyrok od ręki. Bez zwoływania Wielkiej Rady.
Oczy Borysa stały się ogromne. Z niedowierzaniem patrzył na wuja. Andrzej podjął już decyzję. Nie było odwrotu. Teraz od niego zależało życie Piotra.
To było ciężkie brzemię, jednak jako przyszły władca musiał liczyć się z tym, że kiedyś przyjdzie mu podejmować trudne decyzje, nawet te, które będą decydować o życiu lub śmierci.
— Zgoda — przytaknął z ciężkim sercem.
— Niech cię Borysie! — Aleksandra zerwała się wściekle z krzesła, spoglądając wrogo na młodego przywódcę. — Masz swoje obowiązki! Jesteś przyszłym królem, nie wolno ci tak ryzykować. Andrzeju — zwróciła się do Rege. — Po tobie się nie spodziewałam tak nieodpowiedzialnego zachowania. On jest młody, krewki. Ogień huczy w jego żyłach, ale ty, Fiodorze…
— Myślę, że jeśli ktokolwiek z nas ma dowiedzieć się prawdy i schwytać zdrajcę, to tylko mój syn — powiedział Fiodor, starając się uspokoić sytuację.
— Oszaleliście wszyscy do cna — jęknęła Aleksandra.
Borys uśmiechnął się triumfalnie.
— Co z vanatorii? — spytał Micrege.
— Colia, zajmiesz się vanatorii i będziesz czuwał nad bezpieczeństwem Micrege — oświadczył Andrzej.
— Oczywiście.
— Borysie, do twojego powrotu twój ojciec ponownie obejmie funkcję gubernatora — Andrzej spojrzał na niego ciepło i poklepał go po ramieniu.
— Możemy wykorzystać armię Marcela, w końcu obiecał nam wsparcie — wtrącił Colia.
— Chcecie wojny domowej?! — Borys zerwał się z miejsca i naskoczył na Colię. — Już wiemy, że Justin popiera Piotra. Jeśli ruszysz armią, oni w mgnieniu oka również się uzbroją — patrzył na nich z niedowierzaniem.
— Co zatem proponujesz? — spytała cicho Aleksandra.
— Przeprowadzę śledztwo, ale na moich warunkach. Jeśli Piotr jest winny, czeka go śmierć. Zajmę się tym osobiście. Dowiem się, kto za tym stoi. Do tego czasu nikt nie wyjedzie mi tam z żadnym wojskiem.
— Mój syn ma rację. Armia tylko podburzy ludzi — stwierdził Fiodor, czując ciężar całej misji. — Andrzeju, dlaczego wciąż nie wezwałeś Piotra, skoro macie tak mocne dowody? — spojrzał chłodno na Colię. — Dlaczego nie postawiłeś go przed sądem Strefy? Jesteś przecież królem.
— Piotr jest przebiegły. Nie mamy dowodów na to, że sprzedaje nas vanatorii — przyznał Andrzej. — Mamy jedynie dowody na to, że związał kilka sojuszy z ważnymi rodzinami, w tym z Justin. Gdybym wezwał go przed sąd, oskarżyłby mnie o dyktaturę. Moja osoba nie cieszy się zbyt wielką popularnością na zachodzie. Nazywają mnie dinozaurem, skostniałym reliktem minionej epoki. Część z tych młokosów chętnie rozszarpałaby mi gardło, gdybym dał im tylko okazję. Nie obchodzi ich, czy Piotr jest winny, czy nie. Chcą tronu. Borys jest dla nich autorytetem. Jest młody, silny i jest wojownikiem. Część z nich służyła pod jego komendą albo walczyła z nim ramię w ramię. Szanują go. Sam powiedziałeś, mój drogi Fiodorze, że jeśli komukolwiek ma się udać cokolwiek zdziałać bez zbędnego rozlewu krwi, to tylko Borysowi.
Fiodor, aż się zagotował.
— Mamy więc ustalone — wtrącił się Borys, zanim doszło do rękoczynów lub pojedynku. — Jestem przeciwny takim samosądom — westchnął ciężko. — Każdy zasługuje na uczciwy proces.
— Gdybyś miał jakiekolwiek problemy, daj mi znać — Andrzej spojrzał na niego poważnie. — Natychmiast przyślę wojsko. Pamiętaj, że jesteś moim następcą; nie wolno ci ryzykować. Twoje życie jest cenniejsze niż Piotr i przyszłość Polski.
— Skoro mowa o Polsce, Piotrze i moim bracie, jest jeszcze coś… — Aleksandra zawahała się, spoglądając na Borysa.
Colia spiorunował ją wzrokiem i szybko zaprzeczył ruchem głowy. Aleksandra zlekceważyła jego ostrzeżenie i zwróciła się do Micrege.
— Mam do ciebie ogromną prośbę.
Borys wytrzeszczył oczy. Najpierw spojrzał na Colię, który nagle pobladł i nerwowo zaciskał wargi, jakby miał wybuchnąć z furią. Następnie przeniósł wzrok na gubernator. Kobieta odetchnęła, pochyliła się i zaczęła nerwowo grzebać w torebce.
Po chwili, nie odrywając spojrzenia od jakiejś białej kartki, wyprostowała się i ponownie odetchnęła. Spojrzała pewniej, a drżącą dłonią podała ją Borysowi. Była to niedbale zwinięta kartka, biała jak kreda.
— Kilka dni temu dostałam ten list. Ktoś wysłał mi anonimowy wiadomość wraz z tym — ponownie zajrzała do torebki i wyjęła z niej stare zdjęcie. — To mój brat z żoną i dziećmi — wyjaśniła.
Mężczyzna pobieżnie spojrzał na fotografię. Nie dostrzegł w niej nic dziwnego. Właściwie nie wiedział, czego ma na niej szukać. Morderców. Znaków. Tajemniczych śladów.
Na zdjęciu był wysoki mężczyzna, uderzająco podobny do Aleksandry, obok niego stała drobna kobieta w zaawansowanej ciąży, a przy nich dwójka małych dzieci — dziewczynka i chłopiec.
Borys spojrzał na list. Pobieżnie przeleciał wzrokiem po treści, nie wgłębiając się zanadto. Jedno zdanie za to zwróciło jego uwagę. Litery były koślawe, rozdarte, zamazane, napisane bardzo niedbale.
Ktoś, kto to napisał, włożył wiele wysiłku, aby sklecić tych kilka słów.
„Ona żyje.”- Borys totalnie zaskoczony patrzył na Aleksandrę. Wiedziała, że oczekuje od niej wyjaśnień, ale nie potrafiła znaleźć w sobie odwagi, by wszystko mu wytłumaczyć.
Musiała być silna i stanowcza, ale w tej chwili chodziło o Aleksandra, o jego dziedzica.
— Z listu wynika, że najmłodsze dziecko, Anastazja, żyje — wydusiła w końcu z siebie jednym tchem.
Zapadła cisza. Zebrani po chwili zaczęli szeptać między sobą. Aleksandra nie zwracała na nich uwagi, wpatrzona w Borysa. Wbiła w niego spojrzenie, jakby był ostatnią deską ratunku. Nagle ciszę przerwał całkowicie zbity z pantałyku głos Andrzeja.
— Przecież sprawdziliśmy każdy trop i to milion razy. — Rege podniósł się z krzesła i zaczął chodzić w kółko. — Nie mógł. To była rzeź. Masakra. Aleksandro, to jakiś podstęp. Może to kolejna sztuczka vanatorii?
— Też o tym pomyślałam… ale kiedy kilka dni temu dostałam ten list… Może jej się udało? W liście nie było ani zdjęcia dziewczynki, ani adresu, tylko to cholerne zdjęcie. Takie samo, jakie wysłał nam Aleksander przed przyjazdem do ciebie, Rege — wyjaśniła, z trudem powstrzymując łzy.
— Rege ma rację, to może być pułapka. Mordercy mogli wynieść z domu jakieś pamiątki, żeby dotrzeć do ciebie. — Igor spojrzał na zdjęcie.
— Sprawdziliśmy to… — wtrącił się Colia, ale Aleksandra uprzedziła go, nim zdążył dokończyć.
— Po takim czasie? Minęło już 16 lat. A co, jeśli dziewczynka żyje? Jeśli jej się udało? Jest z dala od swoich. Vanatorii mogą na nią polować. Właściwie jest bezbronna wobec nich. Ona jest sama…
— Może ktoś z rodziny w Polsce ją przygarnął? — Fiodor próbował ją pocieszyć.
Kobieta była na skraju rozpaczy. Dłonie jej drżały, ledwo się trzymała. Tragedia, która spotkała jej brata i jego rodzinę, wciąż była otwartą raną, nie tylko dla Aleksandry, ale dla całej Strefy. Teraz ten list.
List, który ponownie rozpalił nadzieję. Obudził to, co dawno umarło. To wszystko było ponad jej nerwy.
— Nie — zaprzeczył Colia. — Sprawdziliśmy wszystko. Nikt nic nie wie.
— Chcesz, żebym ją odnalazł? — Borys zapytał niepewnie.
— Tak. I przywieź ją do Rumunii. Tu jest jej dom i jej rodzina.
— Teraz może mieć inną rodzinę — wtrącił Igor.
— To córka mojego brata — Aleksandra uniosła się, ale po chwili się uspokoiła i dodała: — Tylko tutaj będzie bezpieczna. To moja jedyna bratanica, jedyna namiastka Aleksandra, jaka mi pozostała!
— Zrobię wszystko, żeby ją odszukać i przywieźć do Rumunii, ale jeśli powie „nie”, odpuszczę. Minęło 16 lat. Jest już dorosła — powiedział spokojnym głosem Borys.
— Dobrze. — Ustąpiła i odetchnęła. — Znajdź ją. Sprawdź, czy jest cała i zdrowa. Przyjedzie, jeśli sama będzie chciała.
c.d.n.
Przebudzona – całość
Część I
Przebudzona – Z pamiętnika
Przebudzona – Z pamiętnika c.d.
Przebudzona – Polowanie