Klątwa Atlantydów – Minotaur Wielka Ucieczka
Minotaur to pradawny demon, którego wybrańcy skazali na wieki w labiryncie. Pod wpływem Meduzy postanawia uwolnić Dianę i namówić ją do zawarcia paktu. Czy uda mu się przekonać arcyksiężnę?
Tak oto wygląda przyszła królowa Atlantydów — pomyślał Minotaur, zaglądając przez magicznie powstałe okno i przyglądając się przez chwilę tej drobnej dziewczynie o dziecięcej twarzy, która z dziarską miną rozglądała się po celi.
Nie sprawiała wrażenia groźnej, ale on zbyt długo istniał na tym świecie, by dać się zwieść pozorom. Spotkał na swojej drodze przerażające demony, których oblicza były równie niewinne, jak podła była ich natura.
Jej ciało zdobiły złote mandale, a wokół niej unosiła się potężna aura wybrańca. Nie miał wątpliwości, że w tej wątłej postaci drzemała ogromna moc — moc, która mogłaby pokonać samą Lilith.
Podrapał się po czole i zamknął magiczne okno. Nabrał powietrza w płuca i cicho złamał zaklęcia ochronne. Gdy mroczna magia ustąpiła, otworzył skobel i szarpnął masywnymi drzwiami. Mroki lochu rozświetlała aura strażnika.
Światło emanowało z ciała Diany z taką intensywnością, że musiał zmrużyć oczy. Wiedział, że go obserwuje. Była wolna. Jakimś cudem udało jej się uwolnić z kajdan i teraz czekała na odpowiedni moment, by zaatakować.
— Przybywam w pokoju — uprzedził ją, wolno wślizgując się do środka.
— Niby czemu mam ci wierzyć, demonie?
— Bo nie masz nic do stracenia, a ja wiele — wyjaśnił, rozkładając ręce w geście poddania. — Zdradzam swoich.
Słyszał, jak się przesunęła. Szykowała się do ataku. Jeszcze chwila, a zaatakuje. Była gotowa. Jej ciało napięło się jak struna, a aura zadrżała.
— Nie lubię zdrajców.
— Czasem zdrajca jest wybawicielem. Zależy, z której strony mostu stoisz.
— Jesteś Minotaurem, pożeraczem dusz — wysyczała.
— A ty jesteś walkirią, miałaś dziedziczyć tron Atlantydów, czyż nie? — wycofał się pod ścianę. — Sama widzisz, jak różnie życie się plecie.
— Mam uwierzyć, że przyszedłeś tu z własnej woli i chcesz nas uwolnić?
— Nas? — Minotaur powtórzył zaskoczony.
Zza pleców Diany wynurzyła się Pani Jasnego Dworu – Persywia. Znów była piękna i jaśniejąca jak letni poranek. Jej biała jak śnieg skóra, lśniła, odbijając blask aury walkirii.
— Królowa Eldirias? — Minotaur skłonił się w pół, prawie zamiatając czupryną posadzkę.
— Ta wiedźma, Lilith, nie ma szacunku do nikogo ani do niczego — westchnęła ciężko królowa, przegarniając pasmo włosów z bladego czoła.
— Ozyrys również jest już na jej usługach — warknął Minotaur.
— Ozyrys? — zapytały chórem.
— Przecież został przeklęty i uwięziony w mieście umarłych — powiedziała królowa, uderzając wskazującym palcem o usta. Patrzyła na Minotaura przez chwilę w ciszy, czekając na wyjaśnienia.
— Tak, ale Malachaj…
— Malachaj — powtórzyły równocześnie.
— To przecież grigori? — Persywia wbiła zaskoczone spojrzenie w demona.
— To on jest tym grigori, który zdradził Moce i sprzymierzył się z Lilith…? — Diana przerzucała zdumione spojrzenie z demona na królową.
— Sprzymierzył się? — Zakpił demon.— Oni są kochankami. Jest w stanie dla niej…
— Ukraść księgę, uwolnić Ozyrysa i rozpętać apokalipsę — wtrąciła Persywia.
— Jak widać — wzruszył ramionami. — Czy teraz mi wierzycie?
— Dlaczego nam pomagasz? — zapytała zaciekawiona Diana.
— Chcę, żebyś kogoś ocaliła, a tylko ty masz moc, by to uczynić, królowo Atlantydy. — Minotaur skłonił się nisko, a policzki Diany oblały się rumieńcem.
— Jeszcze nie jestem królową — szepnęła cichutko.
— A czy ona również pragnie być ocalona? — Persywia zagłuszyła Dianę swoim pewnym, mocnym głosem.
— Zagubiła się — tłumaczył demon, nerwowo nasłuchując, czy nikt z mrocznych nie zbliża się do lochów.— Nie potrafi już rozróżnić, co jest dobre, a co złe.
— Postaram się. — Diana wyprostowała się i kiwnęła głową. — To w drogę, drużyno. — Uśmiechnęła się szeroko i spojrzała na królową.
— Wiem, kogo mi przypominasz, Diano, córko Augustusa, spadkobierczyni tronu. — Persywia klasnęła radośnie w dłonie. — Kiedyś też była, taka jak ty: oddana sprawie, waleczna i dumna. Prawdziwy wojownik. — Diana ścisnęła usta w dzióbek. — Twoją matkę. — wypaliła.
— Moja matka? — Diana zastygła, a potem wybuchła gromkim śmiechem. — Pani od tej mrocznej magii, chyba dostałaś pomieszania zmysłów. — Odetchnęła. — Moja matka nie cierpi walki ani miecza. Wszystko, co wiąże się z wojownikiem, budzi w niej wstręt. Lubi tylko festiwale, wstążki i trywialne pogaduszki o niczym. — Demonstracyjnie poprawiła zbroję. — Koncerty, radosne pląsy. Nie w głowie jej wojaczka.
— Wy, dzieci, macie nas za starych wapniaków, pozbawionych ikry, którym szczęście daje tylko ciepły koc i cichy ogród. — westchnęła ciężko Persywia, ruszając pierwsza. — Myślicie, że macie bogów w garści i receptę na stworzenie Raju na ziemi.— Odwróciła się i spojrzała na Dianę. — Gdy przeżyjesz tyle co my, przyznasz, że ogród i koc wcale nie są takie złe.
Królowa minęła Minotaura i zatrzymała się w ciemnym korytarzu. Spojrzała na nich.
— Świat jeszcze nie raz cię zaskoczy, młoda walkirio.
— Nie tylko świat— wtrącił się Minotaur — moja droga królowo, ale także żywe istoty. Młoda jest jeszcze, niewiele wie o życiu. Zahartowana w twardych murach akademii, wciąż pozostaje dzieckiem. Dla niej wszystko jest białe albo czarne — dodał, spoglądając ciepło na Dianę i wskazując jej drogę.
— Jestem tu, więc nie rozmawiajcie o mnie, jakby mnie tu nie było — rzuciła szorstko, po czym pospiesznie ruszyła w stronę drzwi. W półkroku zatrzymała królową. — Jestem herosem, więc będę was osłaniać — mrugnęła zawadiacko i wyprzedziła ich.
— Pozbyłem się strażników, zanim tu wszedłem — szepnął Minotaur do Persywi, a następnie dodał głośniej, przesuwając palcami po czole — mamy jednak niewiele czasu. Nie są takimi głupcami, jak niektórzy sądzą i szybko się połapią, że coś jest nie tak.
— Musimy się więc pospieszyć! — radośnie ponaglała ich Diana.
Wspinali się po wilgotnych, granitowych schodach, które zdawały się nie mieć końca. Blask aury walkirii rozpraszał otaczające ich mroki. To było dość komfortowe rozwiązanie, ponieważ na tych śliskich i wąskich schodach nietrudno było skręcić sobie kark.
Z drugiej strony, stanowiło to spore ryzyko. Blask mógł zbyt szybko przykuć uwagę demonów, a zapach walkirii działał na mroczne istoty jak kocimiętka na kociaki.
Na zewnątrz zaczynało zmierzchać, gdy dotarli do drzwi. Była to idealna pora na ucieczkę z lochów. Nagle powietrze zadrżało, a w tle rozległo się bulgotanie.
Przerażony Minotaur zasłonił twarz ręką, niemal upadając na ziemię. Diana zamarła, gotowa do walki, podczas gdy Persywia stała jak posąg, sparaliżowana strachem.
W tej chwili przestrzeń rozwarła się, a z powstałej szczeliny wystrzeliło ostre, jaskrawe światło. Magnetyczny impuls rozszedł się po okolicy, tworząc międzywymiarowe przejście.
Jako pierwsza z głębi bramy wyłoniła się Kuszi.
Zanim reszta oddziału zdążyła się przecisnąć, Diana energicznie wepchnęła walkirię do środka, a następnie pospiesznie przecisnęła Persywię. Odwróciła się na pięcie i spojrzała na Minotaura.
Demon, zaprzeczając ruchem głowy, zaczął się wycofywać. Pomoc więźniom to jedno, ale ucieczka i to na teren królestwa, to zupełnie inna sprawa.
— Nie możesz tu zostać — warknęła Diana, dostrzegając, że demon zamierza uciec. — Gdy tylko odkryją prawdę, cię zabiją. — Ruchem głowy wskazała na odległe obozowisko mrocznych.
— A księga? Musimy ją odzyskać.
— Zrobimy to później — odpowiedziała, niemal wkopując go przez portal.
Wcisnęła ogromne cielsko Minotaura do bramy i pognała za nim. Demon upadł na ziemię jak worek węgla, twarzą prosto w trawę. Gdy uniósł wzrok, ujrzał przed sobą posępne mury akademii.
— Znowu wdepnąłem w to samo gówno — jęknął, odwracając się. Za nim stała uśmiechnięta i dumna królowa Atlantydów.
c.d.n.
Klątwa Atlantydów