Klątwa Atlantydów Malachaj- Ostatnie życzenie
Malachaj był na Ziemi niemal od jej stworzenia, lecz nawet on nie mógł przewidzieć, jak potężny może być strażnik. Czy uda mu się znaleźć sposób na pokonanie Diany?
Prawdę mówiąc, Malachaj nie sądził, że córka Augustusa okaże się tak wytworną i zaprawioną w boju wojowniczką. Wciąż będąc kadetem i pochodząc z wysokiego rodu, zazwyczaj można było przypuszczać, że dziewczęta z takich kręgów są leniwe i niedojrzałe.
Kiepskie z nich wojowniczki. Jednak Diana, w przeciwieństwie do stereotypów, była biegła w sztuce walki, dorównując samemu Augustusowi. Jej potężna aura, nie mniejsza niż moc skrzydlatego, dodawała jej nadludzkiej siły.
Choć wciąż miała ciało dziecka, po tym, jak rozprawiła się z Aszką, każdy głęboko zastanowiłby się, czy wyzwać ją na pojedynek. Aszka, zaprawiona w boju i doświadczona wojowniczka, miała za sobą niejedną wojnę.
Mała arcyksiężna, wciąż nieświadoma swojej potęgi, mogłaby ją roznieść w pył. Ot, taka wariacja Mocy. Malachaj zakasał rękawy, zaplótł dłonie na plecach, wyprostował się i przemaszerował przez izbę. Tego się nie spodziewał.
— Może to moc strażnika? — rozważał w myślach, ściągając usta. — Zapewne cząstka duszy Rajzela obdarzyła ją tak potężną mocą, którą dodatkowo wzmacnia tarcza walkirii.
Cała ta historia w ogóle mu się nie podobała. Jak teraz mieli ją schwytać, skoro ona była tak potężna, a jeszcze nie władała całą swoją mocą? Co się stanie, gdy uwolni prawdziwą moc Strażnika? Zadrżał.
Wzrokiem przesunął po izbie, zatrzymując spojrzenie na Aszce. Siedziała w kącie, przeklinając pod nosem i owijając bandażem rany, co chwila wciągając mocno powietrze nosem.
Za każdym razem, gdy robiła wdech, z jej nosa wydobywał się dziwny gwizd. Nagle uniosła wzrok, a ich spojrzenia się spotkały.
— Zaskoczyła mnie — wyjaśniła wyklęta pospiesznie, oddychając przez usta.
— Wiesz, że to była córka Augustusa, nasz klucz do księgi? — Malachaj spojrzał na nią przenikliwym wzrokiem.
— To była ona? To jeszcze dziecko — Aszka zrobiła wielkie oczy i przez chwilę wpatrywała się w swoje poranione ciało.
— Jeszcze nie jest walkirią, a już udało jej się nas pokonać. Kto wie, co by się stało, gdybym w porę nie otworzył bramy?
— Jak zamierzasz ją złapać? — Aszka przesunęła się lekko, syknąwszy z bólu.
Poprawiła opatrunek i usiadła okrakiem, opierając miecz o udo.
— Nawet z moimi siostrami mogę mieć problem…
— Ty już swoje zrobiłaś. Przy kolejnym spotkaniu rozłupie cię jak tykwę — powiedział, wciągając ze świstem powietrze. — Tu potrzebna jest magia, i to bardzo mroczna.
— Co chcesz zrobić?
— Mam jeszcze jedno życzenie… — Aszka otworzyła usta, ale nim zdążyła o cokolwiek zapytać, Malachaj jednym ciosem miecza przeciął powietrze.
Prześlizgnął się przez powstałą bramę i zniknął. Nim Aszka zdążyła zamrugać, przejście się zamknęło. Malachaj, tymczasem, był już w Arallu, w mieście umarłych.
Zamaszystym, pewnym krokiem wszedł w mroczne ulice i pospiesznie przemaszerował w kierunku starej świątyni. Oddychał z trudem. Wirujące w powietrzu drobiny piasku, zmieszane z gęstą, niczym mgła, wilgotną klątwą, odbierały mu oddech.
Musiał przesłonić usta. Każda dawka mrocznej klątwy osłabiała go coraz bardziej.
Była to potężna magia, którą wybrańcy stosowali w wyjątkowych sytuacjach, takich jak zapieczętowanie i uwięzienie mrocznej, potężnej istoty. Gdy ujrzał przed sobą posępne kolumny starej świątyni, przyspieszył kroku.
Zatrzymał się na środku placu i zakasłał kilka razy.
— Ozyrysie! — ryknął Malachaj, rozglądając się po ruinach.
Wiatr wściekle wył mu w uszach, jakby cały wszechświat starał się osłabić go na tyle, by porzucił to, co przeklęte, w tej przeklętej dolinie.
— Ozyrysie! — ponownie zawołał, krztusząc się piaskiem.
— Witam cię, mój skrzydlaty przyjacielu — rozległ się głos dżina, niczym huk uderzenia, wypełniając martwą świątynię.
— Co cię do mnie sprowadza?
— Ostatnie życzenie — wyszeptał z trudem, dławiąc się od kurzu.
Splunął siarczyście, mieszając ślinę z krwią, i spojrzał na dżina załzawionymi oczami. Ozyrys przybrał już ludzką postać, a przechodzenie przez barierę nie sprawiało mu trudności.
Jego moc rosła z każdym spełnionym życzeniem. Wciąż jednak pozostawał za zasłoną, między światem duchów a ludźmi, związany kajdanami klątwy. — Ostatnie życzenie jest najsilniejsze, mój pierzasty przyjacielu. Drogo cię to będzie kosztować.
— Jak pojmać strażnika? — zapytał bez namysłu.
— To twoje życzenie?
— Mów.
— Uwięziłeś w lochach pewnego herosa. To Tezeusz, narzeczony strażnika. Użyj go jako przynęty, a strażnik sam przyjdzie do ciebie. — Dżin na chwilę zawiesił głos, po czym wygrzebał z kieszeni zwitek papirusu i podał go skrzydlatemu. — To zaklęcie spętania – mojrak. Pozwoli ci zniewolić strażnika na tyle, by go pochwycić. Tylko pamiętaj — dżin spojrzał mu głęboko w oczy — stwórz go z gwiezdnego pyłu i krwi walkirii. Inaczej nie będzie miał żadnej mocy nad walkirią.
Malachaj chwycił pospiesznie zaklęcie i schował je w kieszeni. W tym samym czasie niebo zawyło niczym wściekła bestia. Potężny wir uniósł się ku niebu, mroczny i ciemny jak wody Styksu.
Jak rozszalały zwierz, rozwarł swoją gardziel, pożerając wszystko wokół, na chwilę zastygł, by rozerwać barierę i wypluć z jej wnętrza dżina. Ozyrys leżał chwilę na piasku, głową zwróconą ku ciemnemu słońcu.
Zamrugał oczami, przeciągnął się leniwie i powoli podniósł. Spojrzał chytrze na grigori, ponownie się przeciągnął, a nagle jego ciało przybrało kształt różowo-fioletowej bestii ogromnych rozmiarów.
— Wolny! Nareszcie wolny! — zaryczał jak lew.
c.d.n.
Klątwa Atlantydów
![Klątwa Atlantydów](https://wiolettalorkowska.pl/wp-content/uploads/2024/08/Hadesa-2-75x75.jpg)
![Klątwa Atlantydów](https://wiolettalorkowska.pl/wp-content/uploads/2024/08/Hadesa-2-75x75.jpg)