Klątwa Atlantydów,  powieść,  pozycje autorskie

Klątwa Atlantydów – Aszka – Starcie Herosów

 

Aszka nie przypuszczała, że właśnie tego dnia spotka swoje największe nemezis. Czas mija, lecz wrogowie pozostają. Czego szukają mroczni w stolicy? Czego szuka Aszka?

Od zachodu w stronę miasta nadciągała nawałnica. Nagle powietrze zastygło, rozgrzane do czerwoności niczym kute żelazo, a niebo ryknęło tak głośno, że ziemia zadrżała.

Czarne jak heban chmury, niczym wykute z ołowiu, wolno sunęły ku miastu. Na chwilę świat zamarł, pogrążony w ciszy, po czym silny podmuch wiatru przesunął kotarę ciężkich, nabrzmiałych chmur tuż nad strzelistymi czubami miejskich budowli.

Zabulgotało. Pojedynczy harpun w kolorze czerwonego błękitu przedarł się przez zasłonę i rozerwał połać nieba. Huk łamanego grzmotu, przypominający odgłos wystrzału, rozszarpał ciszę.

Po nim nastąpiły dwa kolejne. Pierwsze krople deszczu, które spadły na wyschniętą ziemię, były duże i ciężkie. Następne spadały coraz gęściej, aż w końcu świat zniknął pod zasłoną szarych strug.

Wiatr tarmosił i rwał za gałęzie rosłych drzew niczym surowy belfer. Rozrzucał liście, gałęzie i kępy suchej trawy, dając upust swojej wściekłości. Ulice nagle zmieniły się w rwące potoki, niosąc ze sobą wszystko, co stanęło im na drodze: od wiklinowych koszy, przez drewniane meble, po beczki i metalowe konstrukcje.

Nawałnica w kilka chwil pochłonęła miasto, ukrywając je w swoich ciemnościach. Tylko jasnobłękitne pioruny, które raz po raz rozrywały niebo, dawały chwilowy rozbłysk światła.

Starzy bogowie się budzą — westchnęła pulchna karczmarka, odrywając rumiany, tłusty policzek od szyby.

Jej włosy przypominały rdzawe sploty krasnorostów, zwinięte w mało atrakcyjny kok tuż nad karkiem. Z hukiem zamknęła okiennice i splunęła siarczyście na podłogę, rozmazując ślinę butem.

Wytarła mokre od deszczu dłonie w obszerną ścierkę zwisającą jej przez ramię i radośnie rozejrzała się po gościach. Pogoda była paskudna, ale jej to w ogóle nie trapiło.

Gdy lało i grzmiało, wszyscy parli do tawerny, by ukryć się przed deszczem, a jak się siedzi, to się pije i chętnie coś zje. Dla niej było to pyszne zrządzenie losu. W kącie gnieździli się obcy.

Zauważyła ich, gdy tylko weszli. Rzadko tu widuje się takich dostojników, choć to właśnie nawałnica mogła ich tu przygnać. Obcy wyglądali na bogaczy.

Mieli piękne szaty i dostojny oręż. Byli milczący, ale suto zapłacili jej za napitek i strawę, więc nie miała zamiaru pytać o więcej. Było ich dwoje. Nie wadzili nikomu, nikogo nie zaczepiali, a co najważniejsze, sakiewki mieli wypchane, aż miło było patrzeć.

Mimo że rozum podpowiadał jej, iż obcy mogą ściągnąć na nią kłopoty, pazerne serce widziało tylko mieszek wypchany złotem i drogocennymi kamieniami.

To nie sprawka bogów — odezwał się pryszczaty mężczyzna, który siedział przy stoliku nieopodal baru.

Spojrzała na niego. Znała go bardzo dobrze. Należał do królewskiej gwardii. Przychodził po służbie, prawie codziennie, siadał przy tym samym stoliku i rzadko się odzywał. Był raczej typem samotnika.

Tak, a kogo?

Podstarzały kupiec wyciągnął chude golenie w kierunku kominka i zaciekawieniem spojrzał na wojskowego. Zachwiał się lekko, upojony młodym winem, i zakołysał pustym pucharem tuż przed nosem karczmarki, która właśnie przechodziła obok.

Polej no piękna kobieto, bo sucho. — Kupiec uśmiechnął się do niej szeroko, ukazując szereg białych, sztucznych zębów.

Na amory ci się zebrało, Zachary — ryknęła śmiechem karczmarka. — Twoja stara, uszy mi natrze. — Poprawiła demonstracyjnie opadającą na ramię zakurzoną peplos, a jej duże piersi zakołysały się zachęcająco, nieśmiało wyglądając spod warstwy materiału.

Ano natrze — na ten widok oczy kupca rozbłysły. — Jak będę wracał w taką pogodę — jęknął, ocierając dłonią ślinę z brody. — Moja piękna — cmoknął. — Bo niech mnie, jakie czarty porwali, co ona sama na tym świecie by robiła? — Zajrzał ze smutkiem do pustego kielicha. — Poczciwa ta moja Merina. Mądra to nie jest, ale poczciwa i robotna. Jakby sama została — spojrzał na karczmarkę pijanym wzrokiem — taka bogata, głupiutka, to zaraz by ją jakiś bezwstydny łowca posagów dorwał. Naiwne dziewczę z niej. — Zanucił fałszywie. — Samotna i smutna, jak nasz wielki król.

Ich rozmowę przerwał głos jednego z obcych, którzy wydawali się zupełnie nie zainteresowani ani miastem, ani tutejszymi mieszkańcami, a już na pewno ich rozmową.

A to, dlaczego król ma być smutny? — Obcy wyprostował się, czując na sobie spojrzenia wszystkich gości, zamoczył usta w winie. Jego miecz zabrzęczał dźwięcznie.

A wy, panie, skąd przybywacie, że nie znacie smutku naszego pana i króla? — Gwardzista, na dźwięk brzęczącej stali, uniósł zapijaczoną głowę i przez chwilę wpatrywał się w obcego. Zmierzył go od stóp do głów. — Na herosów to wy mi nie wyglądacie, panie, choć oręż wasz godny wybrańca — powiedział już przytomnym głosem, a jego prawa ręka odruchowo spoczęła na rękojeści miecza, leżącego tuż obok uda.

Na gwardzistów też nie — zarechotała karczmarka, polewając kupcowi sowicie w kielich.

Jedziemy ze stolicy — odezwał się drugi obcy, zsunął kaptur z głowy.

Nagle zapadła cisza. Kupiec aż mlasnął. Przy stoliku w kącie sali siedziała piękna dziewczyna. Nie miała więcej niż osiemnaście, może dziewiętnaście lat. Jej twarz była pyzata niczym u cheruba, choć skórę miała bladą jak sama śmierć. Włosy miała jasne, a na skórze połyskiwały delikatne linie mandali.

Jesteśmy wybrańcami — oświadczyła dumnie, mrugając do gwardzisty.

Twarz wojskowego automatycznie poczerwieniała jak dojrzały pomidor.

Wybaczcie nam — gwardzista podskoczył na ławie i wyprostował się dumnie, stając na baczność. Wypiął pierś i zasalutował.

Nie frasuj się, nie chowamy urazy — odezwał się mężczyzna, poprawiając kaptur. — Nie trzeba nam honorów.

— Toż to jeszcze dziecko — rozczuliła się karczmarka, szepcząc do kupca. — Taka piękna i młoda, a już do wojaczki posłana.

— Służba nie drużba — westchnął heros.

Dokąd to zmierzacie, panie? — Kupiec zmierzył ich pijanym wzrokiem.

Do Walhalli.

— Do Walhalli? — zawahał się kupiec. — Nie łatwiej przez portal?

Heros zaprzeczył ruchem głowy i ponownie zamoczył usta w winie. Gdy zwilżył gardło, odetchnął. Spojrzał na kupca przenikliwym wzrokiem. Było w tym spojrzeniu coś nieziemskiego, dzikiego i dziwnie mrocznego. Ciało kupca zadrżało.

W stolicy nie działają portale. Moce opieczętowały miasto. Jedziemy do Serius, tam jest najbliższy portal. Nagle dziewczyna poderwała się z ławy, wyprostowała i zaklaskała w dłonie.

W podzięce za miłe powitanie — zawiesiła głos na chwilę — dobra gospodyni, lej nam wszystkim wina na mój koszt. — Podeszła do karczmarki i rzuciła tuż przed jej nosem wypchaną złotem sakwę. — Tylko najlepsze, jakie masz. — Spojrzała jej głęboko w oczy.

Karczmarka roześmiała się szeroko, pospiesznie zgarnęła mieszek, podrzuciła go lekko, oceniając jego wagę, przytaknęła kilka razy głową i ruszyła w stronę baru.

Zgodnie z życzeniem, jaśnie panienki — rzuciła pospiesznie, szykując kielichy, i machnęła ręką w kierunku dziewczyny stojącej za barem. — Hela, przynieś tu wino z piwniczki. Tylko to najlepsze, w dębowym bukłaczku.

Dziewczyna o imieniu Hela pokiwała głową i co tchu popędziła na zaplecze, szukać wina. Heros wstał, podszedł do kupca i opadł ciężko obok niego. Z hukiem postawił swój kielich na ławie i spojrzał na mężczyznę. Walkiria usiadła po drugiej stronie stołu.

Powiedz, panie, czemu król jest taki smutny? Czyżby ogry was nękały?

— Ogry? — roześmiał się szeroko pryszczaty gwardzista, przysiadłszy się do nich. — Panie, na tych ziemiach nawet wiedźmy chadzają w wiankach. Wasze wojsko by te ogry na szpic nadziało, gdyby któryś nękał — mówiąc to, uderzył pięścią o blat ławy.

A jakże! — potwierdził kupiec, a na widok opasłej butelki, którą Hela właśnie postawiła na stole, roześmiał się szeroko i oblizał łakomie.

Nie inaczej. — Heros poklepał go po ramieniu i szybko polał mu wina, zachęcając do mówienia.

Kupiec zwilżył usta i odetchnął, zamlaskując z zachwytu.

Swego czasu, w Meanddzie, u mego kuzyna zagnieździły się Oni…

— Oni? — Walkiria zrobiła wielkie oczy.

Oni, złe duchy przynoszące nieszczęścia i choroby.

— Wiem, czym są Oni — prychnęła w stronę gwardzisty. — Nie rozumiem, dlaczego miałyby nękać te ziemie, skoro to demony z kraju Kwitnącej Wiśni, a moc czerpią z ziemi, gdzie się narodziły. — Spojrzała zaskoczona na herosa.

Mężczyzna tylko wzruszył ramionami i zamoczył usta w winie.

Kuzyn przywiózł jakąś tykwę z winem ryżowym. Podobno w tym siedziały — wyjaśnił gwardzista. — Rozlazło się to paskudztwo po całym mieście jak plaga — ryknął głośno, opróżniając swój kielich jednym haustem. Potrącił kupca, ponaglając, by mu napełnił.

Wtedy poszedł list do Najjaśniejszego Pana Naszego, króla miłościwego. A on zaraz alarm wszczął i po gwardię posłał do samej Walhalli.

— I zjechali się — wtrąciła się karczmarka, która aż zachłysnęła się winem i dostała wypieków. — Tacy byli piękni — zacmokała z zachwytu. — Tacy jaśniejący, jak sam oręż Mocy Najwyższych. Trzy dni walczyli z tym przekleństwem i wygrali.

— I król wasz smutny przez te demony? — znudzonym głosem przerwał im heros.

Teraz jego głos wydał im się nieprzyjemny i dziwnie świszczący. Gwardzista poczuł, że od głosu herosa włosy jeżą mu się na karku, spojrzał na wybrańca podejrzliwie i pospieszenie napił się wina.

Ależ nie, panie — zaprzeczył kupiec.

To dlaczego? — Walkiria spojrzała na kupca bystro i z zaciekawieniem.

Dopiero teraz zauważył, że miała dziwnie mroczne i zimne spojrzenie.

Bo — karczmarka rozsiadła się między nimi, postawiła swój kielich, nalała wina sobie oraz gościom obficie i jednym tchem opróżniła puchar, zacmokała radośnie — król nasz ma dwoje dzieci. Śliczne jak aniołki, a posłuszne i mądre, że aż niepodobna, bo to w pałacu chowane, w luksusie.

Trafiły się nam dobre książątka, nie zdarza się tak — przerwał jej gwardzista.

Nie zdarza. — Kupiec przytaknął i zerwał się na równe nogi, uniósł ceremonialnie kielich do góry.

Zdrowie króla, królowej i naszych książątek! — ryknął.

Zdrowie!

Córa im się urodziła jak malowanie — mówiła dalej karczmarka. — Królowa już od kołyski snuła plany, za którego z książąt wyda jedynaczkę, gdzie lepszy pakt. Gdzie układ korzystny — opowiadała, ściszając coraz bardziej głos. — A ile to już poselstw było po rękę księżniczki.

Mało do wojny nie doszło — zarechotał gwardzista.

Toż to codziennie ulicami jakiś pochód królewski się toczył, a bogactwa co niemiara — rechotał kupiec. — Jakież oni skarby zwozili — cmokał.

Pewnie tę księżniczkę jakiś demon ubił, czy opętał? — syknął zniecierpliwiony heros.

A gdzie tam. Czysta jak sama kwintesencja Mocy Najwyższych. — Karczmarka machnęła ręką i polała wino po kielichach. — Moce wybrały ją na swojego herosa. Zabrali ją do akademii. Służyć ma tam, nie na salonach. Król w rozpacz podał. Królowa w otępienie.

— Dobrze, że królewicz został — gwardzista przytaknął z dumą.

Jak Moc naznaczy, tak nie ma, pan, czy prosty człek do akademii musi oddać. — Kupiec przytaknął.

Taki los.

— Zaraz, chwila moment. — Karczmarka spojrzała na nich trzeźwym wzrokiem. — Przecież, skoro wy z Walhalli, to powinniście znać naszą księżniczkę?

Wtedy potężny błysk rozszarpał niebo, a głuchy huk rozniósł się po okolicy. Powietrze przesączył smród palonego drzewa. Karczmarka spojrzała na dziewczynę. Zamiast twarzy herosa, w jasnym błysku grzmotu ujrzała twarz demona.

Zastygła w przerażeniu. Upuściła puste butelki po winie, a nim zdążyła krzyknąć, fałszywa walkiria oraz jej towarzysze rzucili się na nich niczym rozjuszone bestie.

Bezbronni wobec świetnie wyszkolonych morderców, upojeni winem, nie mieli szans. Nim niebo ostygło po nawałnicy, karczma okryła się mroczną ciszą. Po ścianach, roztrzaskanych meblach i podłodze sączyła się świeża, czerwona krew.

Aszka! — ryknął w stronę walkirii fałszywy heros.

Dziewczyna odwróciła się, szybko oddychając; jej zbroja i twarz ociekały krwią.

Sprawdź, czy wszyscy są martwi. Nie chcemy świadków.

Aszka kiwnęła głową i czujnie rozejrzała się dookoła. Nawałnica cichła, a niebo powoli przybierało kolor spokojnego błękitu, w powietrzu unosił się zapach wilgoci. Nagle do uszu Aszki dotarło ciche chlipanie.

Energicznie obróciła się na pięcie i znów zaczęła rozglądać się z uwagą. Płacz dochodził spod baru. Zakradła się bezszelestnie. Skoczyła z okrzykiem, trzymając miecz wymierzony przed siebie.

Nikogo tam nie było. Bar był pusty, a płacz ucichł. Jej doskonały słuch wychwycił ciche, niemal niesłyszalne bicie czyjegoś serca. Ktoś przeżył i próbował się przed nią ukryć.

Przemierzyła karczmę niczym tropiący ogar szukający ofiary. Zakradła się bezszelestnie. Wściekle kopnęła w roztrzaskane ciało karczmarki, która leżała na blacie niczym anioł z rozwartymi ramionami.

Jej oczy wpatrywały się w sufit, a głowa, roztrzaskana na dwoje, spoczywała na blacie. Aszka odsunęła bezwładnie wiszące kawałki materiału, które osłaniały ukryte pod barem butelki i zajrzała.

Między belką a sporym antałkiem wina dostrzegła przerażoną Helę, wciśniętą w kąt. Rzuciła się na nią jak wygłodniała bestia. Wytarmosiła ją, ciągnąc za włosy, i rzuciła na podłogę. Hela upadła, tuląc się bezradnie do podłogi.

Przerażona dziewczyna starała się osłonić rękami ciało, jakby to miało ją uchronić przed rychłą śmiercią. Aszka zamachnęła się, a jej potężny miecz, niczym widmo wiecznej nocy, zawisł tuż nad bladą, przerażoną dziewczyną.

Już miała zakończyć jej żywot, gdy nagle cofnęła ostrze. Hela spojrzała na nią zaskoczona. Dwoje chabrowych, niewinnych i przerażonych oczu z nadzieją wpatrywało się w Aszkę. Ta roześmiała się i ryknęła głosem bestii.

Jestem Aszka

Nagle usłyszała melodyjny dźwięk napinającej się cięciwy. Aszka zastygła w bezruchu. Odruchowo odwróciła się w stronę wejścia, wbijając wzrok w drewniane drzwi.

W tym samym momencie, niczym gromowładny piorun, przez zaryglowane drzwi przedarła się płonąca strzała, rozerwawszy je na strzępy i ze świstem przebijając dłoń wyklętej, jednocześnie wytrącając jej miecz. Aszka zdębiała.

Zaskoczona spojrzała w stronę wyrwy. Po drugiej stronie stała dziewczyna. Były w podobnym wieku. Obie miały jasne włosy i zbroję wybrańca. Twarz i ciało dziewczyny pokrywały mandale.

Walkiria? — wyszeptała Aszka, już gotowa, by ponownie chwycić za miecz, gdy kolejna salwa ognistych strzał ostudziła jej zapał. — Kim jesteś? — wydusiła z siebie.

Twoim koszmarem — syknęła wściekle dziewczyna, rzucając się na nią z impetem.

Była niewyobrażalnie szybka i zręczna. Łuk tańczył w jej dłoniach niczym doskonały miecz. Kąsał, ciął i rwał ciało Aszki, pozostawiając głębokie, szarpane rany. Była niewyobrażalnie szybka i zręczna.

Pełna energii i zacięcia. Nagle łuk owinął się wokół bioder herosa i ze świstem szarpnął bok wyklętej tak mocno, że czerwona krew chlusnęła na podłogę.

Aszka, zziajana, oddychała szybko, trzymając dłonią ranę i z przerażeniem spoglądając na walkirię. Nigdy wcześniej nie walczyła z kimś takim jak ona, choć stoczyła już niejedną bitwę z herosami.

Wiesz, czego nie lubię? — dziewczyna zatrzymała się w pół kroku. — Demonów — zawarczała niczym rozjuszony tygrys. — Czego nienawidzę jeszcze bardziej — zawiesiła głos, a powietrze nagle zadrżało — demonów morderców. Najbardziej jednak demonów morderców, którzy udają wybrańców! — ryknęła.

Powietrze nabrzmiało od mocy. Ciało walkirii zaczynało iskrzyć. Ciało walkirii zaczęło iskrzyć, a jej mandale rozbłysły jak tysiące słońc, rozrywając skórę i aktywując tarczę.

Aszka wiedziała, że o ile miała jakieś szanse wygrać z tą trzpiotką w walce wręcz, o tyle z aktywną tarczą nie miała żadnych szans. Musiała uciekać i to jak najszybciej, zanim ten pomiot stanie się anielską machiną bojową.

Kim jesteś? — wyszeptała walkiria, nim jej szybka pięść, wymierzona w nos Aszki, uderzyła z ogromną siłą, powalając wyklętą na ziemię.

Walkirią — wysyczała wściekle Aszka, wytarła krew z twarzy. Jej odpowiedź musiała zbić herosa z pantałyku.

Tarcza zatrzymała się, a tuż za plecami wyklętej nieoczekiwanie pojawiła się brama. Wykorzystując chwilę oszołomienia, Aszka pospiesznie podczołgała się do portalu i przetoczyła przez niego.

Bywaj zdrowa, mały popaprańcu! — ryknęła.

Walkiria stała niewzruszona, ze strzałą wymierzoną wprost w jej czoło. Gdyby wrota nie zamknęły się wystarczająco szybko, strzała zapewne wbiłaby się w czoło wyklętej jak nóż w miękkie masło.

c.d.n.

Klątwa Atlantydów 

Cześć I
Herosi i Upadli 
 
Klątwa Atlantydów – Prolog
Klątwa Atlantydów – Persywia
Klątwa Atlantydów – Tanatos 
Klątwa Atlantydów – Ares
Klątwa Atlantydów – Malachaj 
Klątwa Atlantydów – Diana
Klątwa Atlantydów – Achnaton
Klątwa Atlantydów –  Odyn
Klątwa Atlantydów – Aszka
Klątwa Atlantydów – Wyrocznia
Klątwa Atlantydów – Gorgona
Klątwa Atlantydów – Królowa
Klątwa Atlantydów – Balzak
Klątwa Atlantydów – Izyda
Klątwa Atlantydów – Dżin
Klątwa Atlantydów – Zarisa
Klątwa Atlantydów – Meduza
Klątwa Atlantydów –  Atria
Klątwa Atlantydów –  Mot
Klątwa Atlantydów –  Tezeusz
Klątwa Atlantydów – Amfitria
Klątwa Atlantydów – Kuszi 
Klątwa Atlantydów – Feniks
Klątwa Atlantydów – Marek
Klątwa Atlantydów – Lilith 
Klątwa Atlantydów – Kuszi
 
Cześć II
Wina i Kara 
Klątwa Atlantydów – Feniks
Klątwa Atlantydów – Diana
Klątwa Atlantydów – Lilith
Klątwa Atlantydów – Wyrocznia
Klątwa Atlantydów – Dżin
Klątwa Atlantydów – Izyda
Klątwa Atlantydów – Mot
Klątwa Atlantydów – Ares
Klątwa Atlantydów – Tanatos
Klątwa Atlantydów – Odyn
Klątwa Atlantydów – Minotaur
Klątwa Atlantydów – Marek
Klątwa Atlantydów – Achnaton
Klątwa Atlantydów – Kuszi
Klątwa Atlantydów – Arachna
Klątwa Atlantydów – Królowa
Klątwa Atlantydów – Amfitria
Klątwa Atlantydów – Zarisa
Klątwa Atlantydów – Aszka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *