powieść,  pozycje autorskie,  przebudzona

Przebudzona – Spalony Dom – Prolog – powieść autorska

 

„Są ludzie, którzy rozsiewają światło. I są ludzie, którzy wszystko zaciemniają” 

– Phil Bosmans- 

Prolog

Ogień wybuchł nagle, przypominając dzikie zwierzę uwolnione z kajdan. Pełzał po ścianach, zwinny jak wąż, liżąc drewno i pożerając każdy fragment domu. Pod jego naporem ściany pękały z hukiem, trzaskając niczym suche gałązki.

Nagle krwista łuna wdarła się w granat nocnego nieba, rozszarpując mrok jak uwolniona bestia, a ciszę nocy przerwał przerażający ryk, jakby sam diabeł wydostał się z piekieł.

Ogromny grzyb ziemi, pyłu i ognia wzbił się ku niebu, a po chwili opadł, dusząc i miażdżąc resztki drewnianego domu.

Dziewczynka podskoczyła w miejscu i odruchowo, ukryła osmoloną twarz w drobnych dłoniach. Przez szpary między palcami obserwowała, jak rozszalały ogień, niczym rozwścieczona bestia, przeraźliwie wyjąc pożera jej dom.

Powietrze wrzało jak wywar w metalowym garze.

Nastia nie rozumiała, co się dzieje. Miała zaledwie pięć lat. Jeszcze chwilę temu siedziała w salonie z rodzicami i wszystko było jak zawsze. Ciepło kominka, dźwięki Sonaty Księżycowej, słodkie cynamonowe babeczki i zapach czekolady.

Teraz nie było już nic poza ogniem i śmiercią. Z oszołomienia wyrwał ją stłumiony, chłopięcy głos. Odwróciła się. Jej brat stał tuż obok niej.

Nastia! Tędy! — krzyknął, krztusząc się dymem, który wdzierał mu się do płuc. Policzki miał czarne i spuchnięte od łez, tak jak ona. Drżał.

Nagle poczuła silne szarpnięcie. Przez chwilę patrzyła na brata mętnymi, podpuchniętymi od łez i dymu oczami. Jego zgarbiona, brudna od sadzy i ziemi postać wydała jej się obca. Dzika. Przerażająca. Nie wyglądał teraz jak ośmioletni chłopiec; wyglądał po prostu przerażająco.

Bała się. Jego? Obcych?

On tylko zacisnął pięści i rzucił jej gniewne spojrzenie. Bez słowa szarpnął ją mocno, pochwycił w pół i dysząc ciężko, zaczął biec w kierunku lasu.

Co się właściwie stało?

Jeszcze kilka godzin temu wszyscy siedzieli razem przed kominkiem w ogromnym salonie. Było ciepło i bezpiecznie. Trzymała w rączce kubek ciepłej czekolady, a Filip biegał, trzymając w ręku drewniany samolot.

To był F-16 ze złotym ogonem. Nigdy nie pozwolił jej się nim bawić, choć często prosiła. Nie wolno jej było nawet go dotykać.

Właśnie zdążyli się o to pokłócić, gdy do salonu wszedł ojciec. Był wysoki, atletycznej postury, z gęstą, ciemną czupryną i ogromnymi, krzaczastymi wąsami. Jego oczy były duże i zielone, jak jej. Tak bardzo się teraz bała.

Przed sobą mieli tylko leśną głuszę. Za nimi byli wrogowie, którzy pragnęli ich śmierci. Nagle Filip się zatrzymał. Jego ciało napięło się jak struna. Postawił ją na ziemi. Od bezpiecznej, leśnej gęstwiny dzieliło ich kilka metrów.

Odwrócił się w kierunku gorejących zgliszczy. Jego wzrok pospiesznie spatrolował okolicę. Był skupiony. Drżał. Z zimna? Z przerażenia? Z nerwów?

Chciała go przytulić, chciała, żeby to on przytulił ją. Żeby powiedział, że wszystko będzie dobrze. Że to tylko zły sen. Czuła, jak jej twarz płonie od łez i gryzącego dymu.

Nie rozumiała, co się stało. Nie wiedziała, że od teraz mogą liczyć tylko na siebie. Zostali sami.

Nie płacz — szepnął, uniósł jej brodę i się uśmiechnął.— Będzie dobrze. — Delikatnie i z czułością przesunął dłonią po czubku jej głowy.

Jego ciało i dłonie drżały. Nie ze strachu. Oni się nie bali.

Nie wiedzieli, co to strach. Był wkurzony. Wściekły. Wściekłość niosła się po jego ciele jak trucizna. Był zły, że nie walczył, że ucieka. Nie tak powinien zachować się następca.

Uciekniemy! — rzucił stanowczo. — Pomścimy ich. — Zacisnął mocno dłonie w pięści, a po chwili chwycił dziewczynkę mocno za rączkę i ponownie zaczęli biec.

Nagle, pośród rozcapierzonych zarośli, kątem oka zauważyła błysk. Zmrużyła oczy. Nim zdążyła go ostrzec, huk wystrzału rozerwał powietrze. Ciało brata, niczym rażone piorunem, poderwało się ku niebu, a jego dłoń wyrwała się z jej uścisku.

Chłopiec upadł kilka metrów dalej. Odwróciła się. Leżał plecami wbity w biały, miękki śnieg. Dookoła jego ciała, niczym szkarłatny kwiat, rozkwitła czerwona plama krwi.

Podbiegła do niego, upadła na kolana, objęła go ramionami i usiłowała go ocucić. Dziewczynka sapała, dyszała, tarmosiła go tak długo, aż dostrzegła, że nieśmiało jego powieki się podnoszą.

Wolno otworzył oczy. Przez chwilę wpatrywał się w nią, oddychając szybko i nieregularnie. Uśmiechnął się. Dla niej trwało to wieki, jednak czas nie stał w miejscu. Ich wrogowie byli coraz bliżej.

Już wpadli na ich trop. Słyszała ich radosne gwizdy i nerwowe nawoływania. Lada chwila tu będą. Pędzili po swoje trofeum, żądni krwi, odurzeni zwycięstwem. Podnieceni śmiercią.

Cały las nimi śmierdział. Szli po nich. Nie mogła zostawić brata. Nie mogła pozwolić im go zabić. Słyszała jego słaby, delikatny oddech. Bicie jego serca.

Patrzyła na niego rozgorączkowanym wzrokiem. Nie chciała i nie mogła zostać sama. Filip był blady jak pergamin. Jego twarz lśniła drobinkami potu. Wciąż żył i tylko to się liczyło.

Kucnęła, objęła jego ramiona, uniosła go i zaczęła iść. Filip jęknął. Był ciężki. Za ciężki jak dla niej. Nie poddała się. Przecież była nieodrodną córką swojej matki, upartej i krnąbrnej. Szła, ciągnąc go za sobą, krok za krokiem. Sapała. Pot zalewał jej oczy.

Grube ubranie przylgnęło do jej pleców niczym druga skóra. Była cała mokra. Ciało brata ciążyło jej coraz bardziej. Nogi uginały się pod nią, coraz mocniej zapadając w miękki, biały puch. Nie miała jeszcze tyle siły. Wciąż pozostała człowiekiem, wciąż była tą nieprzemienioną.

Więcej było w niej z człowieka niż z bestii. Czuła, że lada chwila upadnie. Jednak nie mogła się poddać. Nie teraz. Nie dziś. Nagle twarz chłopca wykrzywił grymas wściekłości. Jego oczy przybrały kolor ciekłego złota. Resztką sił odepchnął ją od siebie.

Nastia zatoczyła się i upadła na pupę. Zawarczał, zaciskając zęby.

Uciekaj. Uciekaj, znajdę cię.

Ufała mu. Przecież był jej starszym bratem. Zacisnęła piąstki, poderwała się z ziemi i zaczęła biec. Instynkt był silniejszy od strachu. Musiała żyć. Po raz ostatni spojrzała na brata.

Filip pokracznie usiłował się wczołgać w pobliskie zarośla. Westchnęła ciężko i tłumiąc płacz, zniknęła w leśnej gęstwinie.

 

Przebudzona – całość 

Część I

Przebudzona – Prolog 
Przebudzona – Strefa
Audiobook    – Prolog

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *